Nie bez przyczyny umieściłam powyższe zdanie w tytule. Gdy je usłyszałam, idealnie podsumowało nie tylko rozmowę z Magdą Pasierską, ale muzykę w ogóle.
MAPA to projekt polskiej wokalistki, która nie tylko wyróżnia się swoim wyglądem, ale przede wszystkim zaskakuje muzyką, którą tworzy wraz ze swoim zespołem. To coś, co może cię zatrzymać na dłużej. Nastaw tylko swój odbiornik i pozwól, by muzyka wpłynęła w Ciebie. Tu miesza się wszystko – poezja (choć sama Magda unika tego określenia jak ognia), niepokój, zew natury, jazz, elektronika i wokal.
Zapraszam Was do świata MAPY.
Cieszę się, że wreszcie udało się porozmawiać. Więc na rozgrzewkę. Kiedy słuchałam Twojej płyty, skojarzyłaś mi się z Bjork. W komentarzach pod teledyskami wspominana była wokalistka Grimes.. A jakbyś Ty się określiła? Jaką wokalistką, artystką jesteś?
Jest to bardzo trudne pytanie, bo my artyści nie przywykliśmy do tego, żeby mówić o sobie w jakiejś egzemplikfikacji. Chorujemy na ten problem, że jesteśmy skazani na siebie i tym samym bardzo mi trudno przyłatać się do kogoś i powiedzieć, że jestem jak ten albo ta. Bardziej mogę mówić o muzyce, do czego może ona nawiązywać. Tyle że moja muzyka jest wynikiem twórczości wspólnej, nie jest tylko moją własnością, więc i inne osobowości mocno zaingerowały w jej ostateczny kształt.
Na pewno mogę powiedzieć, że MAPIE jest blisko do tych etykiet, szufladek i ja się na to w ogóle nie obrażam, bo to jest prawda. Zarówno Bjork jak i Grimes są moją estetyką. Może obecnie nie słucham już tak mocno tych wokalistek, ale kiedyś na pewno byłam pod wpływem ich twórczości. I to powiedzmy, jest jeden obóz dziewczyn, a po drugiej stronie jest wielu artystów związanych z muzyką jazzową. Od lat jestem dużym fanem techno i hip hopu. I tutaj jest wielu artystów i pojedynczych albumów, z którymi się identyfikuję. Takim album jest na przykład pierwsza solowa płyta zrobiona przez Matthew Herberta dla Róisin Murphy. Jest to płyta, która zmieniła trochę moje życie. Albo płyta „Medulla” Bjork, dzięki której w mojej głowie rozpoczęło się rozkminianie muzyki a cappella. Słucham też bardzo dużo klasyki.
Trudno mi powiedzieć, jaka ja jestem. Myślę, że jestem po prostu Magdą Pasierską, a MAPA to wynik mojej współpracy i przemyśleń na temat świata z Pawłem Rychertem i Piotrkiem Adamiakiem. I jakby dopiero fuzja tego spotkania tworzy MAPĘ. Oczywiście to się ode mnie zaczyna, ale tak od strony warsztatowej robi się muzykę. Siadasz do pianina czy abletona w komputerze. Potem idziesz do producenta, który to produkuje albo, jak u mnie to się dzieje, idziesz do zespołu.
Siadam, robię, potem idę do Pawła, który jest producentem MAPY, dzwonimy do Piotrka, siadamy wszyscy razem i tworzymy jako zespół.
Już trochę odpowiedziałaś na kolejne pytanie, ponieważ chciałam się zapytać, jak bardzo jesteś zaangażowana w powstawanie pojedynczych utworów czy całego albumu, poczynając od warstwy tekstowej przez warstwę muzyczną i na sam koniec, samego teledysku, czyli warstwy wizualnej.
Jestem od początku do końca w każdym z tych procesów. Natomiast nie jestem takim typem twórcy, który musi wszystko zrobić sam. Jestem zodiakalnym bliźniakiem i uwielbiam współpracować z ludźmi. Jest to dla mnie niesamowite pole do odkrywania siebie, możliwość przejrzenia się w innych ludziach. Jestem zafascynowana tym, jak inni ludzie interpretują rzeczy, które ja im pokazuję. Bardzo mnie to zawsze jara.
I choć jestem w tym procesie od początku do końca, to czasem jest to 60%, a czasem 20, bo jeśli chodzi o wizualną stronę, ostatnią, to tutaj oddaję się absolutnie w ręce mojego przyjaciela, który jest wybitnym wizualnym twórcą. Współpracuję z nim praktycznie od pierwszych chwil, już od początków zespołu Me Myself And I. Ufam mu w 100%. To jest taka relacja, że ja nie muszę nawet wiedzieć, co będziemy robić na planie, bo wiem, że będzie to dobre.
Mamy coś takiego z Sebastianem Juszczykiem, co astrologowie nazwaliby lotem karmicznym. Czyli znamy się z innych żyć. Jesteśmy jakimś niezrealizowanym rodzeństwem. Albo jest mój bliźniak, prawda?
Jestem wdzięczna losowi za to, że spotkałam go na drodze artystycznej, profesjonalnej, bo dzięki temu MAPA jest taka, jaka jest. Udaje nam się realizować podróże wizualne, niejednokrotnie skomplikowane. Często są to duże przedsięwzięcia. Nie robimy prostych, minimalistycznych, a wręcz odwrotnie, tworzymy duże produkcje. Niekoniecznie z dużym budżetem, ale z dużym wsadem treści, fabularyzacji tych historii.
Twój wizerunek jest bardzo charakterystyczny. Stworzyłaś swój indywidualny styl, ale czy to jest tak, że ktoś gdzieś pomógł Ci go wykreować, jest wynikiem wielu składowych czy to część Ciebie i zawsze gdzieś miałaś go w sobie, np. buntując się w szkole jako nastolatka?
Trochę tak jest, że mam w sobie taką energię, że gdzieś zawsze byłam tym outsiderem artystycznym. Nigdy nie byłam w mainstreamie i nigdy estetyka mainstreamowa mnie nie pociągała. Wręcz przeciwnie. Brał mnie underground i sztuka konceptualna. Generalnie sama sztuka bardzo mnie interesuje i buduje we mnie natchnienie do muzyki. Jestem fascynatką teatru tańca i samej jego wizualności.
Wcześniej nie miałam aż takich możliwości realizacji koncepcji wizerunku, bo choć zespół Me Myself And I, który wcześniej stworzyłam, składał się z trzech silnych indywidualności, to jednak nadal był zespołem. A w przypadku MAPY, od razu wymyśliłam, że będzie to moja informacja do świata i od samego początku było dla mnie ważne, aby ten wizerunek był charakterystyczny i wynikał z dużej potrzeby komunikacji. Chciałam, żeby świat mnie zobaczył. Oczywiście bardzo zależy mi na tym, aby moja muzyka docierała do moich odbiorców, ale też wiem, w jaki sposób obecnie się to odbywa. Nie obrażam się na to, tylko gram w te karty. Bardzo lubię wszystkie wizualne, wizerunkowe rozkminy i także tutaj otoczyłam się specjalistami, którzy wiedzą najlepiej, jak to zrobić. Mają do tego niesamowite serce i są po prostu wspaniałymi artystami. Miałam to wielkie szczęście, że mogłam z nimi pracować.
Pierwsza mała płyta EPka MAPY, jeśli chodzi o wizerunek, to całkowicie został stworzony przez Vasinę, wyjątkową, polską stylistkę, która odpowiada między innymi za image Moniki Brodki. A wizerunek związany z płytą „Wzywam Cię”, nowa era w świecie MAPY, jest stworzony przez Adama Królikowskiego, wyjątkowego designera z Wrocławia. I mam to szczęście, że się przyjaźnimy.
Czyli znów ten sam klucz. Przychodzą do mnie niesamowici ludzie, za co jestem bardzo wdzięczna losowi. I przekuwam to na takie bardzo owocne współprace.
Dzięki temu wszystko jest bardzo spójne. Ty zajmujesz się esencją, a resztą zajmują się profesjonaliści, którym ufasz. I w ten sposób wychodzi spójny komunikat do świata.
To też jest tak, że ja musiałam wiedzieć czego chcę, żeby mogło się to udać. Zajęto mi to dużo lat, był to proces, droga, która cały czas trwa. Bo to nie jest też tak, że jest on skończony i ja już doskonale wiem, czego chcę. Że to koniec i MAPA będzie taka, śmaka i owaka. To jest raczej wiedza o tym, czego chcę tu i teraz.
Wszystko w życiu jest informacją na różnych poziomach. Informacją stricte zawierającą zasób wiedzy, ale również informacją energetyczną. I jeśli wiesz, kim jesteś, zdajesz sobie sprawę, jaką historię tworzysz, to ludzie to rozumieją. Jest odebrana przez nich we właściwy sposób.
To nie jest tak, że te sytuacje mi się fuksnęły. Po prostu odpowiednio je przeżyłam. Dlatego to jest spójne. I choć robimy to sami, bez praktycznie żadnej pomocy, no budget, to muzyka zaczyna się przedzierać. Nadajnik znajduje swój odbiornik.
I nie dlatego odnosimy sukces, bo oooo… Magda Pasierska to ta porąbana biała baba, choć oczywiście to też ma wpływ, bo żyjemy w świecie kultury masowej. Ale to też dlatego, że jest to po prostu informacja, na którą ludzie czekają.
Album „Wzywam Cię” wywołał we mnie dużo niepokoju. Niepokoju, który bardzo lubię, przy odbieraniu nie tylko muzyki, ale różnych form artystycznych. Powiedziałabym nawet, że odezwał się we mnie pewnego rodzaju zew natury. Natomiast jakie uczucia Tobie towarzyszyły podczas tworzenia tego albumu, jakie reakcje chciałaś wywołać u odbiorcy i czy miałaś określony cel przy kreacji?
Album powstaje w hiper wyjątkowym czasie. W oku cyklonu pandemii decydujemy się z Pawłem, że jednak nagramy album. Tak naprawdę już pod koniec 2020 roku zaczęliśmy rozkminę na temat płyty. Pojawiła się nawet idea, by to nie była płyta, a single, pozbierane w coś rodzaju takiego Master Single. Potem pojawiła się pandemia, jesteśmy zamknięci, w ogóle się nie spotykamy, jesteśmy tylko online i to trwa grube miesiące. A ja zaczynam mieć uczucie, że numery zaczynają we mnie trochę inaczej rezonować. Historia dzieje się na naszych oczach, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień zmienia się świat, wpływa na to co myślę. Piszę w międzyczasie utwory, piszę piosenki, które zaczynają mieć coraz bardziej pandemiczny rys.
Jest to więc płyta bardzo pandemiczna, bardzo podszyta niepokojem, ale również kryzysem, który on wywołuje. Kryzysem życia. Okres początkowy pandemii, nas muzyków, bardzo dotknął. Wszyscy praktycznie straciliśmy pracę i to był bardzo dziwny moment życia dla ludzi kultury. I te emocje były nie do uniknięcia, nie do przerobienia w inny sposób. Przy czym jest to nasze doświadczenie zbiorowe, emocjonalne, które wplatam w swoje osobiste historie. Być może za parę lat płyta będzie takim rodzajem pamiętnika. Chciałam, żeby płyta była taką swoją własną opowieścią. Połączyliśmy numery i postanowiliśmy robić przejścia w formie didżejskiego intro/outro, by jeszcze bardziej utrzymać ten klimat. Jak wchodzisz w tą historię, to łączy się w jedną narrację.
Podczas odsłuchu zauważyłam dokładnie to, co mówisz. Jeden utwór kończy się, gładko przechodzi w następny, fragmentem, bitami, zbitkiem dźwięków.
Ja też w ogóle myślę tak o muzyce. Szukam w niej fabuły, opowieści. Lubię jak muzyka prowadzi mnie przez opowieść, jest ewolucyjna. I myśląc tym kodem zaprosiłam do współpracy wyjątkowego inżyniera dźwięku Marcina Borsa. Marcin zrobił nam specjalny mastering wokalny całej płyty. I to nadało jej inny rys, również tym piosenkom, które były wcześniej wypuszczane jako single.
Wydaje mi się, że to podejście stricte muzyczne wpłynęło na to, co mówiłaś, na utrzymanie pewnej rezonacji emocji, świata pandemicznego.
Płyta powstała w czasie pandemicznym, dużej izolacji, a w tekstach bardzo dużo odwołujesz się do samej natury i przyrody. Czy to wynika z tęsknoty za naturą czy po prostu sama z nią dużo obcujesz i ma bardzo duży wpływ na twoją twórczość? Która z tych dróg jest Twoją ścieżką?
Dzieją się tu dokładnie te dwie rzeczy. Natura jest dla mnie takim plastrem, lekiem na bolączkę techno cywilizacji, urbanizmu i w ogóle życia w mieście i tego rytmu miasta, który mnie czasami po prostu zgniata i przeraża. Wtedy uciekam, robię detoks blisko natury.
Tak naprawdę dzień bez spaceru 2-3-godzinnego na zewnątrz, to nie jest w ogóle dzień. Ale też mam psa, więc jestem na zewnątrz i w naturze z wyboru. Bardzo bym chciała mieszkać za miastem, ale jest to trochę niemożliwe. Urodziłam się we Wrocławiu, ale w takiej bardzo odległej dzielnicy, która w czasach kiedy byłam dzieckiem, miała swój bardzo wiejski klimat. Jestem więc wychowana przy ziemi, wśród zwierząt. Śmieję się, że jestem wiejsko-miastowa, pochodzę z dużej wsi miejskiej.
To jest w ogóle taki mój rys charakterologiczny, w energii. Natura też bardzo mi pomaga. Robię to nieświadomie, ale po prostu jestem taka… wiejska.
A z drugiej strony, w pierwszym utworze na swojej płycie, jak przyznałaś w wywiadzie w czwórce, opowiadasz o tęsknocie za klubem, czyli typowo miejskimi rozrywkami. To jakim typem imprezowiczki jesteś?
Strasznie nudnym. W tej chwili wycofałam się, jak większość z nas, z takiego bardzo imprezowego życia. Nadal jestem zainteresowana życiem miejsko-klubowym, ale bardziej związanym z moimi przyjaciółmi, z którymi mogę się spotkać i dzielić przeżyciami albo związane z tym, co chcę zobaczyć, posłuchać, doświadczyć. Ale teraz jest mi bliżej pójść do galerii sztuki, do muzeum niż na koncert czy na imprezę.
Prawdziwi imprezowicze, to by się ze mnie śmiali, że nazywam się imprezowiczką. Bardziej jestem takim typem „raz na jakiś czas”.
Skoro wspominasz o galeriach sztuki, o muzeach, to może w takim razie byłaś ostatnio na czymś ciekawym, na czymś, czym mogłabyś się podzielić, co zrobiło na tobie ogromne wrażenie.
Graliśmy z MAPĄ w takim fajnym, nowym miejscu we Wrocławiu, które jest galerią sztuki. Nazywa się Sztuka na miejscu i wystawia między innymi współczesną fotografię, ale nie tylko. Również jeszcze niedoszłych absolwentów ASP, nie tylko wrocławskiego. I tam kilka razy miałam przyjemność oglądać fotografię konceptualną, co było bardzo interesujące.
Czekam na wystawę retrospektywną Aleksandry Waliszewskiej, która ma się podobno odbyć w Warszawie. Współczesnej malarski, której jestem wielkim fanem i nawet chciałam, aby jej obraz stał się okładką mojej płyty, ale niestety nie udało się. To jest coś na co czekam, co planuję w swoim kalendarzu i bardzo chciałabym zobaczyć te obrazy na żywo.
Ale jeśli miałabym powiedzieć, w jakim jestem teraz stanie, co chciałabym zobaczyć i przeżyć w życiu, to bardziej chciałabym być bliżej natury i wyjechać gdzieś daleko do Azji. I gdyby było to możliwe, to bym to zrobiła.
Więc tak, jednak to najbardziej natura mnie pociąga
W sumie to chyba dużo osób szuka tego kontaktu z naturą, uciekając do tych bardziej dzikich miejsc.
To zdecydowanie wynik pandemii. Wielu moich znajomych się zmieniło pod tym względem. Ze zwierzaków miejskich przeszli na tryb poza miastem. Wcześniej nie byli takimi ludźmi, po prostu pandemia nas zmieniła i zmienia na wielu płaszczyznach.
W swoich tekstach unikasz typowej bezpośredniości. Nie piszesz o niczym wprost. To trochę taka muzyczna poezja, choć Twojej muzyki nie da się nazwać poezją śpiewaną, w takim tradycyjnym ujęciu. Czy są poeci, którzy wywarli na Ciebie znaczący wpływ?
Muszę powiedzieć, że ja się w ogóle nie czuję poetką w żaden sposób i chciałabym to mocno podkreślić. Moje teksty są po prostu wynikiem wielkiej burzy i naporu, próby zwerbalizowania tego wszystkiego, co jest we mnie. To jest po prostu moje, absolutnie nie wchodzi w żadną kategorię. Absolutnie nie jest to żadna poezja.
Jeszcze wiele przede mną, aby umieć objąć słowo i umiejętnie się nim posługiwać. Największy wpływ na mnie ma teraz hip hop. Słucham go bardzo dużo, także hip hopu polskiego. I to jest, jeśli możemy powiedzieć tak w cudzysłowiu, poezja, która wpływa na to, jak piszę ostatnio.
Jesteś bardziej fanką polskiego hip hopu czy bardziej wpadasz w amerykańskie klimaty?
Różnie. Jestem wielkim fanem tego, co się dzieje w Wielkiej Brytanii i w Stanach, we Francji też, ale zdarza mi się słuchać polskich artystów. Nie za dużo, nie tych mainstreamowych. Bo teraz hip hop jest bardzo dużym mainstreamowym gejzerem twórczym. Jest to bardzo płodny gatunek w tej chwili.
Gdybyś miała wybrać jeden swój kawałek z płyty, który jest Ci szczególnie bliski?
Bardzo trudno wybrać, bo każdy mi jest bliski, każdy jest jakąś częścią mnie, jest jakimś puzzlem. Dosłownie i w przenośni. Bardzo mi bliskie jest „No one”, jeśli miałabym wskazać w takim pierwszym odruchu, ponieważ jest to numer, dziecko poniekąd, obecnych trendów społecznych, na które również wpłynęła pandemia, ale które były również wcześniej. Czyli trend takiego izolacjonizmu, rozwarstwienia społecznego, dialektyki my-oni, jacyś inni, jacyś obcy, Dla mnie jest to myślenie obozowe, a nie budowania mostów. I może zabrzmi to pesymistycznie, ale mam takie uczucie, że ludzie bardzo podzielili się w Polsce.
Uważam, że moją misją jako artysty nie jest opowiadanie tylko o jakiś abstrakcjach dotyczących miłości w życiu. Uważam, że sztuka jest po to, aby mówić o bardzo ważnych rzeczach. To jest wielki przywilej, że ktoś chce cię słuchać. Czuję, że to jest duża łaska w moim życiu, że mogę to robić i uważam, że muszę to wykorzystać na takie rzeczy.
A jakie? Żeby informować o tym, że tak naprawdę empatia jest jedną z najważniejszych cech naszego gatunku i musimy o nią dbać. Nie możemy zapominać, że jesteśmy razem, że jesteśmy jednością, że na siebie wpływamy. Może mamy takie uczucie, że poruszamy się jak takie osobne elektrony, ale należy zrobić krok w tył i zobaczyć tą energię, że wszyscy jesteśmy jednością.
Uważam, że piosenka „No one” była wynikiem misji, chęci powiedzenia tego głośno.
Patrząc na twój profil na Facebooku widać, że się angażujesz, zamieszczasz informacje związane nie tylko z Twoją twórczością, ale również z tym, co dzieje się u nas w Polsce, jak choćby sytuacja na granicy. Jako osobo publiczna pewnie liczysz się z tym, że zaraz część odbiorców może się od Ciebie odwrócić kwitując to komentarzem typu: myślałem, że znajdę tu tylko sztukę, a nie politykę. Nie boisz się tego?
W moim odczuciu siebie byłoby to coś nienormalnego, gdybym zaczęła edytować te treści. Bo po prostu taka jestem, zawsze taka byłam. Jestem zaangażowana w społeczne sprawy w wymiarze lokalnym, swoim wrocławskim. Jestem zaangażowana we wszystko, co się dzieje w związku z kryzysem klimatycznym i ruchem Extinction Rebellion, w sprawy związane z Wrocławskim Centrum Praw Kobiet. Jestem zaangażowana w to, co się dzieje w związku z pracą grupy Granica, wspieram też przyjaciół, którzy tam bezpośrednio działają.
Czy się boję? W ogóle o tym nie myślę. W ogóle się nad tym nie zastanawiam czy się ludzie ode mnie odwrócą, czy do mnie przyjdą. Wychodzę z założenia, że kto ma to zobaczyć, kto ma tego doświadczyć, kto ma mnie poznać, po prostu mnie pozna. Kto ma to odebrać, ten to odbierze.
Trzeba też pamiętać w jakim świecie żyjemy. Wiem, że żyjemy w świecie fake newsów i dziwnego świata w Internecie, ale też trzymam się po prostu swojej tożsamości.
Jak teraz się słucham, to też tak myślę o tym, że jest to wielki przywilej bycia białym człowiekiem w miarę bezpiecznym miejscu na świecie. Czuję się uprzywilejowana, bo mogłam urodzić się w jakimś miejscu, w którym nie mogłabym nawet pomyśleć, że będę robić takie rzeczy, bo najpierw musiałabym większość mojej energii życiowej przeznaczyć na poszukiwanie wody i stanie w kolejce do studni.
Jestem wdzięczna za to losowi, że po prostu mam to, co mam. I mam tyle energii i bezpieczeństwa, że mogę zrobić coś dla innych w ten sposób.
Jakie masz dalsze plany? Czy szykujesz już koncerty na ten rok?
Jest powolutku tworzona mikro trasa koncertowa, zbieramy te miejsca i szykujemy się do małego, mapowego wyjazdu po Polsce. Niebawem będę to ogłaszać. Daty będą bliżej wczesnej wiosny, czyli koniec lutego, początek marca. Jestem dobrej myśli, że pogramy. Pomimo że dla nas artystów jest to trudny czas.
Zdjęcia zostały udostępnione przez artystkę.