W co wierzysz?
W koniec świata czy jego początek?
W szczepionki czy czipy Gatesa?
Jak pisze Herbert, większość z nas wybiera drogę po środku, nie wierząc naukowcom, nie wierząc prorokom, bo przecież każdy z nich porusza się po sferze, której nie da się zweryfikować. Nie da się nic zagwarantować. Są tylko przypuszczenia, domysły, czasem poparte badaniami naukowymi.
Większość z nas to ludzie środka taplający się w zacisznej kropli tłuszczu. Na tyle kalorycznej, że zaspokającej nasze potrzeby. Otulajacej i izolującej nas od informacji spoza naszego kręgu zainteresowania. Po co wychylać się poza swoją strefę komfortu, gdy tak dobrze jest w tym obrastającym nas tłuszczyku?
Po co patrzeć dalej i szerzej poza nasz mały świat? Po co spoglądać na coś, co zburzy nasze bezpieczeństwo?
Można powiedzieć, że PROFESRÓW, UCZONYCH wrzucamy do tego samego worka, co PROROKÓW.
Jeszcze kilka dni temu Internet huczał od filmu „Nie patrz w górę”. Tam naukowiec okazał się szarlatanem, bowiem śmiał wieścić koniec świata. Nieistotna była optyka, nieistotny był punkt wyjścia, liczył się komunikat, który brzmiał jak ten wyrwany wprost z kart Nostradamusa.
Wierzymy, że ziemia jest okrągła.
Nie wierzymy, że zbliża się koniec świata.
A przecież jest niewiarygodnie blisko. Nie panujemy już nad naturą, nad jej zmianami. Rozstroiliśmy się z prawami przyrody, sądząc, że sami podołamy stworzyć cywilizacyjną potęgę. Utopiliśmy się w tych tłuszczach, dostarczających nam przyjemności, zatykających żyły, tętnice. Dającym nam ciepło, ale ograniczającym nasze ruchy.
Wolimy te nasze „milion oswojonych rzeczy” niż na chwilę wyrwać się ze swojej bezpiecznej przystani. Ignorować, negować. Wierzyć w to, co powszechne. Nie to, co nowe i nieznane, odrzucane przez część znajomych. Łatwiej przyjąć opowieść Zenka o tym, że szczepionka to zmieniła mózg jego brata niż przeczytać naukowy traktat.
Wydawałoby się, że w tak spolaryzowanym świecie, w jakim dziś żyjemy, z łatwością obieramy jedną z dróg. Lecz czy tak rzeczywiście jest? Oprócz pojedynczych zrywów na ulicach, chwiejnych wymianach zdań na Facebooku, szybko zaszywamy się w swoich bańkach, by jak najwygodniej przeżyć kolejne dni. Żyjemy jak inni, bezkrytycznie przyjmując wygodny dla nas pogląd w danej chwili.
„Złoty środek” to wiersz pochodzący z lat 1948/49-1950. Czytałam go, wydał mi się niezwykle bliski, przynosząc wiele dróg i interpretacji. To tylko jedna z nich. A jaka będzie Twoja [re]interpretacja?
Pamiętaj, w przeciwieństwie do tego, czego uczą czasem w szkołach – nie ma jednej słusznej drogi!
[CIEKAWOSTKA]Jak wskazuje w artykule Wyborczej wydawca i redaktor Ryszard Krynicki, w wierszu „Złoty środek” już na samym początku popełniono błędy w wydruku, które dopiero przy wydaniu „Utworów rozproszonych” zostały skorygowane:
– „żłopią powietrze” opublikowano jako „żłopię powietrze” – co jak widać mocno zmienia wymowę wiersza już na samym początku
– a zamiast „my wierzymy w środek” wydrukowano „my uderzymy w środek”
I pomimo że nie było zgody Herberta na taką zmianę, to te same błędy zostały powielone w latach 1999 i 2002!