Raf Skowroński to wokalista, który po 4 latach nieobecności wrócił do Polski i zaprezentował swój solowy projekt. Uwodzący słuchacza, wywołujący wiele emocji, nie bojący się mówić o swojej miłości. Raf nie ukrywa swojej tożsamości, otwarcie o niej opowiada muzyką, słowem i obrazem. Zapraszam Was na rozmowę!
Tak na rozgrzewkę, opowiedziałbyś kilka słów o sobie? Skąd się wziął Raf? I jak trafiłeś pod skrzydła projektu My Name is New?
Moja muzyczna przygoda zaczęła się kilka lat temu, kiedy grałem i śpiewałem w zespole Jóga. Z chłopakami odnieśliśmy trochę fajnych sukcesów, graliśmy choćby na Open’erze, na Kraków Live Festival oraz Off Festivalu. Później zrobiłem sobie przerwę od muzyki na 4 lata, wyleciałem do Londynu i tam skończyłem studia muzyczne. Do Polski wróciłem w tym roku.
W styczniu, jak już miałem swoje demo nagrane w domowym zaciszu, chciałem zapoznać się z opinią kogoś z branży muzycznej. Zgłosiłem się do Ani Galiczak, którą znam i która przekierowała mnie do Daniela z My Name is New i tak to wszystko się zaczęło.
Nie kusiło cię, żeby wystąpić w jednym z programów talent show?
Ja już mam tę drogę za sobą. Jeszcze podczas działalności zespołu Jóga, dostaliśmy telefon z X Factora z propozycją wzięcia udziału w castingu. Tamten sezon programu był skierowany do zespołów. To chyba był 2013 rok. Na początku myślałem, że to dowcip, bo mieliśmy dosłownie jedną piosenkę na YouTube. Jednak pod namową rodziny i znajomych udaliśmy się na casting. Otrzymaliśmy 4 razy tak i przeszliśmy do etapu bootcampu. Byliśmy w 2 odcinkach, które zostały pokazane w telewizji. Dało nam to dużego kopa, jeżeli chodzi o popularność telewizyjną.
A czy teraz o tym myślę? Nie wiem, może. Zobaczę. Na razie chciałbym spróbować wszystko ogarnąć o własnych siłach. A czy talent show będzie konieczny?
W listopadzie wydałeś EPkę pod enigmatycznym tytułem NW9, który jest jednocześnie tytułem jednego z utworów. Skąd ten wybór? I skąd tytuł? Jedyne do mi się udało ustalić to, że NW9 to adres w Londynie, ale nie wiem czy to dobry trop.
Tak, to jest bardzo dobry trop, i fajnie, że da się go rozszyfrować. Mam nadzieję, że słuchacze też nie będą mieli z tym problemu. Jest to kod pocztowy, adres, pod którym mieszkałem przez 4 lata w Londynie i tam też tworzyłem swoją EPkę. I stąd zdecydowałem się ją nazwać NW9…
Do Londynu poleciałem tak naprawdę za miłością, ale nie do końca to się udało. Utwór NW9 jest trochę o byciu zranionym. Już wiedziałem, że w którymś momencie wrócę do Polski, więc to była taka autorefleksja na temat swojej przeszłości i przyszłości też.
Cała płyta jest o miłości. I mam poczucie, że te piosenki układają się w jedną historię. Ale być może są oddzielnymi bytami. Jak jest naprawdę? I ile w tych historiach jest Ciebie?
Utwory są przede wszystkim o miłości. I tak mam wrażenie, że przy okazji tej epki chciałem po prostu wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Ale są to też utwory o czystej przyjaźni. O przyjaźni z osobą, którą jesteś tak blisko, że traktujesz ją już jak rodzinę. Opowiada też o zawodzie, zarówno w tej relacji przyjacielskiej jak i związkowej. Jest też ostatni utwór “Polska” o powrocie do ojczyzny, o wszystkich wątpliwościach z tym związanymi. To wszystko gdzieś łączy się razem. Są to doświadczenia, które przeżyłem przez 4 lata mieszkania w Londynie, więc to jest ten spójnik materiału.
Śpiewanie w Polsce przez wokalistów o miłości, ale o miłości do mężczyzny nie jest zjawiskiem aż tak powszechnym, w szczególności w mainstreamie. Choć powoli, powoli się to zmienia. Jakie uczucia towarzyszyły Ci przy wydawaniu kolejnych singli składających się ostatecznie na EPKĘ?
Myślę, że targetem, w który ja chciałem uderzyć, to był na pewno świadomy słuchacz, który wie co się dzieje. Zastanawiałem się, czy to obejść, czy bezpośrednio zwrócić się do chłopaka w piosence. Przez 4 lata mieszkania w Anglii pogodziłem się sam ze sobą, odkryłem samego siebie i uznałem, że jeśli piszę utwory po polsku, to czemu mam szukać krętych dróg, żeby ominąć rodzajnik. Nie był to celowy zamysł, tylko bardziej organiczny. Chciałem napisać ten materiał w zgodzie z samym sobą, bez żadnego owijania w bawełnę.
Wspominasz o 4 latach w Londynie, o powrocie do Polski. Jak, pod względem podejścia do życia, do miłości pomiędzy mężczyzną a mężczyzną, porównałbyś oba kraje? W pewien sposób oddajesz to w utworze “Polska”.
Różnica w podejściu jest zauważalna. Mieszkałem w jednym z większych miast na świecie, więc oczywiście życie w nim będzie wyglądało zupełnie inaczej niż w naszym kraju. Mam wrażenie, że jest tam duża wolność. Zdarzyło mi się nieraz, że szedłem z chłopakiem za rękę, na przykład na ulicy albo się przytuliliśmy i po prostu ktoś zupełnie obcy, w centrum Londynu, podchodził i mówił o Boże jak słodko wyglądacie.
Ostatnio udzielałem jednego wywiadu i dostałem podobne pytanie o utwór “Polska” i czy rzeczywiście jest tak źle. Uważam, że jest źle. Jest ogromna różnica między Polską a innymi krajami w Europie. Oczywiście, każdy z nas może być wolny, może być sobą w tym kraju, ale robi to tylko i wyłącznie na własne ryzyko. Ja mam przynajmniej takie poczucie. Bo oczywiście mogę się złapać z chłopakiem za rękę i iść tak przez Katowice, przez Warszawę, ale jaki będzie tego wynik?
Nazwałbyś się odważnym człowiekiem?
Czy uważam się za odważnego? Myślę, że tak. Wiadomo, jak jest moje zdanie na ten temat. Nie chcę się bardzo angażować w politykę ani w podobne sprawy, ale mimo wszystko zebrałem się na odwagę i wyraziłem swoją własną opinię, wydając płytę.
Ostatnio Adele wydała płytę, na której między innymi rozlicza się ze swoim małżeństwem. Jedni ją podziwiają, inni krytykują, natomiast nietrudno odnieść wrażenie, że wydanie takiej płyty to też pewna forma terapii dla niej samej. Czy Twoja EPka też stanowi rodzaj terapii? I czy w ogóle muzyka jest dla ciebie terapią i odskocznią?
Myślę, że muzyka sama w sobie jest dla mnie terapią, ale też potrafi mi szkodzić. Mam wrażenie, że przy okazji tego solo projektu stałem się bardziej ambitny, jeśli chodzi o stawianie sobie co raz wyżej celów. Czasami więc tworzenie muzyki spędza mi sen z powiek, przez co nie potrafię zasnąć. Cały czas myślę, analizuję różne utwory, różne zabiegi, które mógłbym wtłoczyć w swoją muzykę. Muzyka może być więc terapią, ale i antyterapią.
A przy okazji EPki to myślę, że było to emocjonalne katharsis. Teksty o miłości są dosyć dramatyczne, musiałem je z siebie wylać. Cieszę się, że EPka już wyszła i teraz, z czystą kartą mogę ruszyć dalej i tworzyć nowe rzeczy.
Czy w takim razie masz już plany na najbliższą muzyczną przyszłość?
Na ten moment szykują się mini projekty. Koncertowo nie chciałbym się jeszcze tak bardzo skupiać i temu poświęcać, aby dać sobie czas na tworzenie materiałów na swoją pierwszą solo płytę. Ale jeśli pojawi się coś po drodze, to oczywiście jestem bardzo chętny, ponieważ granie live jest moim zdaniem tą lepszą częścią bycia muzykiem.
Mieszkałeś w Londynie, z pewnością biegle się posługujesz językiem angielskim, więc i nagranie płyty w języku angielskim nie powinno być dla Ciebie problematyczne. A mimo wszystko pokusiłeś się o język polski, przez co, siłą rzeczy, dotrzesz do mniejszego grona słuchaczy. Skąd taki wybór?
Nagranie płyty w języku polskim było dla mnie pewnego rodzaju challangem. W poprzednim projekcie, zespole Jóga, większość utworów była po angielsku. A zawsze miałem problem z pisaniem tekstów po polsku. Zdarzyła się kwarantanna, podczas której miałem czas na chwilę się zatrzymać i po prostu zacząć randomowo pisać. Zacząłem pisać po polsku i jak mi się wydaje, szło mi całkiem fajnie. Nie czuję się jeszcze bardzo pewny siebie w pisaniu po polsku, ale na pewno chcę pielęgnować tę umiejętność.
I też postawiłem na polskie teksty, bo wydawało mi się, że ludziom będzie łatwiej utożsamić się z tym, co piszę i o czym piszę. Więc był to też celowy zabieg. Ale w przyszłości chciałbym też pisać więcej po angielsku.
Raf, wielkie dzięki za tą małą spowiedź. I powodzenia!
Dzięki!
Zajrzyj na stronę projektu My Name is New i poznaj wspaniałych artystów, którzy są na początku swojej wielkiej kariery muzycznej