Z poezją jak i z malarstwem, każdy filtruje powstały obraz na swój sposób. Nieważny jest przecież użyty środek. Bo czy będą to słowa, czy plamy, to odbiorca pójdzie swoją własną ścieżką interpretacji. I każda ścieżka będzie dobrą.
I tak na moje ręce trafił zbiór „Dens serotinus” Karoliny Gurazdy-Grabarczyk, w którym na wstępie padają bardzo podobne słowa:
K: Każdy ma inną wrażliwość na ból…
D: Nie, proszę Pani.
Każdy ma inną wrażliwość duszy
Trochę się mocowałam z tomikiem, z lekka obawiałam. Pierwsze wiersze mnie nie przekonały, wydawały się być tymi z pierwszego okresu tworzenia, gdzie inspirujesz się tymi, którzy już coś osiągnęli, a samemu jeszcze nie potrafisz się określić. Można je potraktować jak próbę generalną, przed właściwym spektaklem. Tu jeszcze nie wybuchają fajerwerki, tu jeszcze trwa poszukiwanie i definicja własnego stylu i tożsamości. Pierwsze wiersze wydają się być nawet lekko nieporadne, próbując jak najwięcej odniesień i znaczeń ukryć w bardzo krótkiej formie. Być może to też kwestia doboru tematu, gdyż mierzymy się głównie z miłością. A o niej rozprawia się niezwykle trudno. Wyjście poza banalne stwierdzenia i oczywistości jest niemalże nie do uniknięcia. Co prawda Karolina nie wpada w ton oczywistych prawd objawionych, ale czuć delikatnie, że jeszcze owy temat jest do przepracowania, przetrawienia i przepakowania.
Lecz każda kolejna miniatura wydaje się przybierać coraz wyraźniejsze kształty. Szczególnie, gdy sama miłość, ta damsko-męska, schodzi, przynajmniej pozornie, na dalszy plan. Wtedy słowa zaczynają ze sobą współgrać i wybrzmiewać w różnych tonacjach
czy bóg kocha bezgrawitacyjne kobiety
Które zamiast mężczyzn
Przyciągają bezpańskie koty i psyTatuś kocha wszystkich tak samo (…)
Lub tutaj
iskrzy gniew
Że już nie można
Prosto w twarz
Zamachnąć się słowem
Jeśli jednak słowa delikatnie zbaczają z pierwotnego kursu, wciąż nadal jest to zbiór o miłości. Karolina Gurazda-Grabarczyk ubiera je w różne szaty. Czasem opowiada o tej niespełnionej, czasem o zranionej i zdradzonej, czasem o nieodwzajemnionej, a czasem o tej wyczekiwanej, którą nie sposób spełnić:
pierwsze prawo penelopy
Czekać
Zamykać dzień krzyżykiem w kalendarzu (…)
Pisze o miłości napotkanej, takiej która trwa i nie trwa, która przynosi rozczarowania i chwile szczęścia.
kiedyś chciałam być julią
A jestem sobą z policzkiem brudnym od tuszu
nie istnieją maskary odporne na łzy
serca owszem
wobec
Pisze o krzywdach, śmierci i miłości do (nie)grobowej deski, tej na (nie) zawsze. Przedstawiać miłość jest trudno, szczególnie gdy jeszcze przed sobą mamy wiele do odkrycia, samemu jest się młodym, głodnym emocji, wielkich uczuć i uniesień. Jednak od miłości też najlepiej i najłatwiej wyjść w swych rozmyślaniach. Bo to ona nas kształtuje, buduje naszą tożsamość, stawia mury bądź je burzy. Miłość jest doskonałym punktem startu do snucia swoich opowieści. Także tych w miniaturce.
„Dens serotinus” cierpi na pewne poetyckie bolączki. Jednak warto dać szanse autorce, warto razem z nią przejść przez miłosną podróż, którą dla swych czytelników przygotowała. Bo jest to wędrówka po sercowych zakamarkach, mitologicznych odniesieniach, ale też interpretacyjnych zaułkach. Miłosne doświadczenia każdego ukształtowały inaczej i tak też każdy z nas będzie na wiersze patrzył przez inną optykę. Zbiór Karoliny daje taką możliwość, unika jednoznacznych stwierdzeń, ocen, podsumowań, zbyt prostych ścieżek i wskazówek.