Kim Ona jest? O falujących rudych włosach, kochająca modę i dobrą zabawę? Kim Ona jest? Uwielbiająca alkohol i uzależniające tabletki? Kim Ona jest? Ta, co stanęła do walki z Arcymistrzem szachowym? Ta, przed którą drżeli najwięksi mistrzowie?
“Gambit Królowej” to serial opowiadający o Niej, skupiający się na Niej, unikający stereotypów przypisanych kobiecie i pułapek z tym związanych. Perfekcyjnie złożony w całość, gdzie każdy element serialowego świata doskonale współgra z pozostałymi. Widzowie Netflixa z całego świata pokochali serial, zachwycając się nie tylko fabułą, ale przede wszystkim główną bohaterką, która była tak daleka od typowych produkcji opowiadających o kobiecie.
Gambit Królowej – jak być sobą, jak być kobietą
Bo wiecie, zawsze musi być też On, ten rycerz na białym koniu, który nawet z najmądrzejszej niewiasty robi tą nieogarniętą życiowo blondynkę. Ten, przez którego drżymy i tracimy rozum. Choć oczywiście miłość jest niezwykle ważna, więc i „Gambit Królowej” od niej nie stroni. Ale nawet jeśli Beth zakocha się bez wzajemności, to nie traci głowy na kolejne miesiące, a jeszcze więcej pracy wkłada w przygotowania do zawodów szachowych. Gdy ulega seksualnej fascynacji, obiekt jej pożądania nie staje się jej wielką miłością, do której śle romantyczne listy (wiecie, wtedy komórek i Messengerów jeszcze nie było), a sama nie wie, co ma ze sobą zrobić. U niej wszystko podporządkowane jest szachom. Wie, jaki cel chce osiągnąć i żadne sercowe sprawy nie stają jej na drodze. I wreszcie to, co najważniejsze – to nie życie miłosne staje się najważniejszym elementem fabuły. Owszem, relacje międzyludzkie są niezwykle istotne i bardzo często determinują wybory bohaterki. Lecz wreszcie jest to bardzo naturalne, niegłupie i niepodporządkowane stereotypowemu postrzeganiu (nie)silnej kobiety.
Mamy więc bohaterkę inteligentną, pewną siebie, dążącą do celu i osiągającą wielkie sukcesy, znającą swoją wartość, ale też piękną i pociągającą. Rzadko spotyka się w kinie czy nawet w literaturze tak skonstruowane kobiece postaci. Nawet jeśli mamy bohaterkę inteligentną i piękną, to jednocześnie okazuje się zimną suką, seksualnie swobodną, którą to zmienia ten jakże cudowny i jedyny mężczyzna. Być może Beth nie jest najmilszą osobą na świecie, być może nie radzi sobie z otoczeniem, ale wreszcie twórcy pokazali, że nie zawsze liczy się to, jak Cię postrzegają. Albo inaczej, nie to powinno Ciebie kształtować. Gdy Beth rozpoczyna naukę w nowej szkole, jest wyśmiewana za strój, który kupiła jej matka zastępcza. Lecz ona nadal robi swoje, nie zamyka się w sobie w rozpaczy, nie czyni z tego rzeczy, która ją definiuje. Wreszcie to nie ciuchy, makijaże czy popularność w szkole okazują się najważniejsze.
Utalentowana, ale zbuntowana, czyli filmowa historia Tony, łyżwiarki figurowej
Najważniejsza okazuje się wiara we własne umiejętności. Wytrwałe podążanie obraną ścieżką, nawet jeśli owa droga w naszym życiu pojawiła się przez przypadek.
Jak osiągnąć sukces?
Gdy oglądałam „Gambit królowej” wciąż przed oczami stawał mi genialny matematyk John Nash z „Pięknego Umysłu”. I choć Beth nie jest naukowcem pretendującym do Nagrody Nobla, sama jest piekielnie zdolna. I to właśnie jej umiejętności, nie wygląd i faceci stają się najważniejszym elementem opowieści. Choć scenarzyści postarali się, by dość dosadnie o tym przypomnieć. W jednym z wywiadów głośno wyraża swoje niezadowolenie – bo jakie ma znaczenie płeć, jeśli wygrywa i świetnie sobie radzi na szachowej arenie? Jak to w krótkim video „Ask Her More” – bo gdy aktorzy mężczyźni dostają ciekawe pytania dotyczące roli, postaci, rzemiosła czy egzystencji, kobiety słyszą „Kto uszył Ci sukienkę?”, „Co jadłaś, żeby schudnąć?”
Zastanawialiście się czasem, jak to jest, że jedni osiągają sukces, gdy inni, choć utalentowani wciąż i wciąż tkwią w jednym miejscu? „Gambit Królowej” doskonale uwypuklił ten problem, pokazując, że nie wystarczy być tylko zdolnym, by osiągnąć sukces. Oprócz talentu, który stanowi zaledwie ułamek sukcesu, potrzebna jest ciężka praca, niejednokrotnie rezygnowanie z rzeczy, które innym sprawiają przyjemność. Beth wciąż ćwiczyła – czy to rozgrywając partie szachów na suficie, czy to rozkładając rzeczywistą szachownicę. Nawet jeśli wiedziała, że jest najlepsza, wciąż i wciąż odtwarzała kolejne partie – sama lub z pomocą przyjaciół. Gdy jednak pozwoliła sobie na swobodę, na zbyt hulaszcze życie wypełnione przyjemnościami, sukces bardzo szybko uciekał jej sprzed nosa. Dlatego też tak trudne jest być genialnym dzieckiem. Łatwo spocząć na laurach i przestać ciężko pracować.
„Gambit Królowej” to kopalnia tematów. Twórcy zgrabnie przemknęli nie tylko poprzez bycie kobietą w męskim świecie. To również spojrzenie na świat, w którym dziecko zostaje pozbawione rodziców. Jak to wpływa na jego psychikę. Jak próbuje poradzić sobie w takiej rzeczywistości. Harmon i tak miała szczęście. Została adoptowana, posłana do zwykłej szkoły. Miała swój pokój, spotkania z koleżankami. Miała mamę, dom, do którego mogła wracać. To zresztą był ratunek dla obu stron. Obie potrzebowały siebie nawzajem. Beth, by zacząć normalne życie, Alma (matka) znalazła w niej swoją przystań, która zapewniała im dochody, ale i duchowe wsparcie. Być może dla samej Beth była to relacja toksyczna, ale jedyna, dzięki której mogła wypłynąć dość szybko na szerokie wody.
Być może przez sierociniec, być może przez biologiczną matkę, być może przez nową rodzinę, a być może przez niezdiagnozowany autyzm (lub inne zaburzenie osobowości) nie potrafiła nawiązać normalnych relacji. Nie tylko z mężczyznami, choć ci nie stronili od towarzystwa Beth, ale przede wszystkim z przyjaciółmi. Nie potrafiła być blisko, nie potrafiła przytulać czy wesprzeć dobrym słowem. Czy jednak każdy taki musi być? Czy zawsze nasza droga musi kończyć się (nie)szczęśliwym małżeństwem? (I znów twórcy, dobitnie to pokazali w jednej ze scen, gdy Beth spotyka się ze starą znajomą ze szkoły). Nie ma jednej właściwej ścieżki, a każda może doprowadzić nas na manowce. W szczególności, gdy wybieramy ją tylko po to by zadowolić rodzinę, przyjaciół, otoczenie. Zapominając o sobie, stajemy się nieszczęśliwi we własnej skórze. A jak było z Beth? Niejednoznacznie – i za to uwielbiam serial, że pomimo ogranych schematów w samej fabule, charakterystyka bohaterów, nie daje oczywistych odpowiedzi. Jak w życiu.
„Gambit Królowej” to aktorski popis
Cóż jednak, po tych wszystkich dobrze rozpisanych rolach, gdyby nie hipnotyzująca gra zaproszonych do projektu aktorów. I to nie tylko tych, którzy wybijają się na pierwszy plan, ale także tych zapełniających role drugoplanowe. Każdy wykorzystał swoje pięć minut, nie dając umknąć swojej szansie. Jacob Fortune-Lloyd, który wcielił się w D.L. Townes, szachistę, ale przede wszystkim dziennikarza i pierwszą, wielką, lecz niespełnioną miłość Beth. Pomiędzy aktorami czuć było chemię, iskrzącą, tętniącą, wypełnioną tęsknotą za sobą, pomimo że niemożliwą do zrealizowania. Każdy z przeciwników szachowych Beth zyskał swoją osobowość, nie będąc powieleniem stereotypów. Jedni byli bardzo nieśmiali, inni zbyt pewni siebie, a niektórzy po prostu szaleni. I oczywiście przybrana matka Beth, rewelacyjna Marielle Heller, która doskonale wciela się w zblazowaną, niekochaną żonę, która znajduje ukojenie w tabletkach i alkoholu. W serialu pojawił się też polski akcent, o którym szeroko się rozpisywano już chyba wszędzie. Trudno się jednak dziwić, bo to nie tylko pojedyncza scena, jak w „Hannah”, serialu, który można obejrzeć na Amazon Prime. Marcin Dorociński wcielił się w radzieckiego arcymistrza szachowego, największego rywala Beth. I choć to właśnie z nim rozpoczyna się „Gambit Królowej”, to na ostateczne starcie musimy poczekać do ostatniego odcinka.
Fabularnie „Gambit Królowej” to tradycyjny hollywoodzki film, w którym to chłopak z problemami/z biednej rodziny przypadkiem odkrywa swoją miłość do sportu i ciężką pracą osiąga sukces. Wiadomo, po drodze czeka go trochę przeszkód, ale ostatecznie sięga po wymarzone zwycięstwo. Serial z Anya Taylor-Joy to ta sama historia. Tylko zamiast nastoletniego chłopaka mamy dziewczynę, zamiast bejsbolu szachy. A przecież szachy to tak mało widowiskowy sport!
I bardziej nie można się mylić! Niesamowity montaż, doskonałe ujęcia, sprawiają, że „Gambit Królowej” wciąga równie mocno co finałowy mecz w siatkówce czy piłce nożnej. Wokół nie muszą fruwać czerwone kartki, kibice nie muszą wykrzykiwać pieśni na trybunach, a przeciwnik nie musi wylądować z hukiem na macie, by szachowa gra stała się krwistym widowiskiem. Serial został tak nakręcony, że samemu nie możesz doczekać się kiedy wreszcie wyciągniesz zakurzoną planszę i bierki. Czujesz emocje, gęstniejącą atmosferę, czekasz na ostateczne starcie, a rozgrywkę przeżywasz równie mocno co sami bohaterowie.
Do tego wielkie brawa należą się całej ekipie odpowiedzialnej za scenografię i kostiumy. Nie znam się na detalach epoki, nie jestem znawczynią mody czy historii aranżacji wnętrz, ale dawno nie czułam się tak dobrze, oglądając film czy serial. Widać ogrom pracy, jaki włożono w przygotowania i z jaką pieczołowitością zadbano o każdy odcinek. Wydaje się więc, że ekipa odrobiła pracę domową i stworzyła małe scenograficzne dzieło.
„Gambit Królowej” to serial niemalże perfekcyjny, zamknięty w 7 odcinków, tworzący spójną historię, która wciąga od pierwszej sceny. To opowieść o geniuszu, o kobiecie, która nie dała się zaszufladkować i wtłoczyć w przypisaną jej rolę. Ale to również historia trudnych wyborów, samotności i poświęcenia. Nie można mieć wszystkiego, zawsze coś lub ktoś ucierpi. I nawet jeśli wiemy, że serial zakończy się happy endem, nawet jeśli wiemy, w jakim kierunku podąży fabuła, to wreszcie tytuł, w którym to kobieta sięga po swoje marzenia, a sama konstrukcja postaci nie jest spłaszczona do typowych stereotypów.
Niemalże nic nie napisałam o głównej aktorce – Anya Taylor-Joy. Bo to widowisko po prostu należało do niej. W każdej scenie, w każdym ruchu, w każdym słowie. Jej spojrzenie, jej mimika – nie wiem, ja mogłabym wymieniać w nieskończoność. Dla mnie była fenomenalna. W każdym calu.
Zobacz, gdzie aktualnie możesz legalnie obejrzeć „Gambit Królowej”
Kim Ona jest? O falujących rudych włosach, kochająca modę i dobrą zabawę? Kim Ona jest? Uwielbiająca alkohol i uzależniające tabletki? Kim Ona jest? Ta, co stanęła do walki z Arcymistrzem szachowym? Ta, przed którą drżeli najwięksi mistrzowie?
“Gambit Królowej” to serial opowiadający o Niej, skupiający się na Niej, unikający stereotypów przypisanych kobiecie i pułapek z tym związanych. Perfekcyjnie złożony w całość, gdzie każdy element serialowego świata doskonale współgra z pozostałymi. Widzowie Netflixa z całego świata pokochali serial, zachwycając się nie tylko fabułą, ale przede wszystkim główną bohaterką, która była tak daleka od typowych produkcji opowiadających o kobiecie.
Gambit Królowej – jak być sobą, jak być kobietą
Bo wiecie, zawsze musi być też On, ten rycerz na białym koniu, który nawet z najmądrzejszej niewiasty robi tą nieogarniętą życiowo blondynkę. Ten, przez którego drżymy i tracimy rozum. Choć oczywiście miłość jest niezwykle ważna, więc i „Gambit Królowej” od niej nie stroni. Ale nawet jeśli Beth zakocha się bez wzajemności, to nie traci głowy na kolejne miesiące, a jeszcze więcej pracy wkłada w przygotowania do zawodów szachowych. Gdy ulega seksualnej fascynacji, obiekt jej pożądania nie staje się jej wielką miłością, do której śle romantyczne listy (wiecie, wtedy komórek i Messengerów jeszcze nie było), a sama nie wie, co ma ze sobą zrobić. U niej wszystko podporządkowane jest szachom. Wie, jaki cel chce osiągnąć i żadne sercowe sprawy nie stają jej na drodze. I wreszcie to, co najważniejsze – to nie życie miłosne staje się najważniejszym elementem fabuły. Owszem, relacje międzyludzkie są niezwykle istotne i bardzo często determinują wybory bohaterki. Lecz wreszcie jest to bardzo naturalne, niegłupie i niepodporządkowane stereotypowemu postrzeganiu (nie)silnej kobiety.
Mamy więc bohaterkę inteligentną, pewną siebie, dążącą do celu i osiągającą wielkie sukcesy, znającą swoją wartość, ale też piękną i pociągającą. Rzadko spotyka się w kinie czy nawet w literaturze tak skonstruowane kobiece postaci. Nawet jeśli mamy bohaterkę inteligentną i piękną, to jednocześnie okazuje się zimną suką, seksualnie swobodną, którą to zmienia ten jakże cudowny i jedyny mężczyzna. Być może Beth nie jest najmilszą osobą na świecie, być może nie radzi sobie z otoczeniem, ale wreszcie twórcy pokazali, że nie zawsze liczy się to, jak Cię postrzegają. Albo inaczej, nie to powinno Ciebie kształtować. Gdy Beth rozpoczyna naukę w nowej szkole, jest wyśmiewana za strój, który kupiła jej matka zastępcza. Lecz ona nadal robi swoje, nie zamyka się w sobie w rozpaczy, nie czyni z tego rzeczy, która ją definiuje. Wreszcie to nie ciuchy, makijaże czy popularność w szkole okazują się najważniejsze.
Utalentowana, ale zbuntowana, czyli filmowa historia Tony, łyżwiarki figurowej
Najważniejsza okazuje się wiara we własne umiejętności. Wytrwałe podążanie obraną ścieżką, nawet jeśli owa droga w naszym życiu pojawiła się przez przypadek.
Jak osiągnąć sukces?
Gdy oglądałam „Gambit królowej” wciąż przed oczami stawał mi genialny matematyk John Nash z „Pięknego Umysłu”. I choć Beth nie jest naukowcem pretendującym do Nagrody Nobla, sama jest piekielnie zdolna. I to właśnie jej umiejętności, nie wygląd i faceci stają się najważniejszym elementem opowieści. Choć scenarzyści postarali się, by dość dosadnie o tym przypomnieć. W jednym z wywiadów głośno wyraża swoje niezadowolenie – bo jakie ma znaczenie płeć, jeśli wygrywa i świetnie sobie radzi na szachowej arenie? Jak to w krótkim video „Ask Her More” – bo gdy aktorzy mężczyźni dostają ciekawe pytania dotyczące roli, postaci, rzemiosła czy egzystencji, kobiety słyszą „Kto uszył Ci sukienkę?”, „Co jadłaś, żeby schudnąć?”
Zastanawialiście się czasem, jak to jest, że jedni osiągają sukces, gdy inni, choć utalentowani wciąż i wciąż tkwią w jednym miejscu? „Gambit Królowej” doskonale uwypuklił ten problem, pokazując, że nie wystarczy być tylko zdolnym, by osiągnąć sukces. Oprócz talentu, który stanowi zaledwie ułamek sukcesu, potrzebna jest ciężka praca, niejednokrotnie rezygnowanie z rzeczy, które innym sprawiają przyjemność. Beth wciąż ćwiczyła – czy to rozgrywając partie szachów na suficie, czy to rozkładając rzeczywistą szachownicę. Nawet jeśli wiedziała, że jest najlepsza, wciąż i wciąż odtwarzała kolejne partie – sama lub z pomocą przyjaciół. Gdy jednak pozwoliła sobie na swobodę, na zbyt hulaszcze życie wypełnione przyjemnościami, sukces bardzo szybko uciekał jej sprzed nosa. Dlatego też tak trudne jest być genialnym dzieckiem. Łatwo spocząć na laurach i przestać ciężko pracować.
„Gambit Królowej” to kopalnia tematów. Twórcy zgrabnie przemknęli nie tylko poprzez bycie kobietą w męskim świecie. To również spojrzenie na świat, w którym dziecko zostaje pozbawione rodziców. Jak to wpływa na jego psychikę. Jak próbuje poradzić sobie w takiej rzeczywistości. Harmon i tak miała szczęście. Została adoptowana, posłana do zwykłej szkoły. Miała swój pokój, spotkania z koleżankami. Miała mamę, dom, do którego mogła wracać. To zresztą był ratunek dla obu stron. Obie potrzebowały siebie nawzajem. Beth, by zacząć normalne życie, Alma (matka) znalazła w niej swoją przystań, która zapewniała im dochody, ale i duchowe wsparcie. Być może dla samej Beth była to relacja toksyczna, ale jedyna, dzięki której mogła wypłynąć dość szybko na szerokie wody.
Być może przez sierociniec, być może przez biologiczną matkę, być może przez nową rodzinę, a być może przez niezdiagnozowany autyzm (lub inne zaburzenie osobowości) nie potrafiła nawiązać normalnych relacji. Nie tylko z mężczyznami, choć ci nie stronili od towarzystwa Beth, ale przede wszystkim z przyjaciółmi. Nie potrafiła być blisko, nie potrafiła przytulać czy wesprzeć dobrym słowem. Czy jednak każdy taki musi być? Czy zawsze nasza droga musi kończyć się (nie)szczęśliwym małżeństwem? (I znów twórcy, dobitnie to pokazali w jednej ze scen, gdy Beth spotyka się ze starą znajomą ze szkoły). Nie ma jednej właściwej ścieżki, a każda może doprowadzić nas na manowce. W szczególności, gdy wybieramy ją tylko po to by zadowolić rodzinę, przyjaciół, otoczenie. Zapominając o sobie, stajemy się nieszczęśliwi we własnej skórze. A jak było z Beth? Niejednoznacznie – i za to uwielbiam serial, że pomimo ogranych schematów w samej fabule, charakterystyka bohaterów, nie daje oczywistych odpowiedzi. Jak w życiu.
„Gambit Królowej” to aktorski popis
Cóż jednak, po tych wszystkich dobrze rozpisanych rolach, gdyby nie hipnotyzująca gra zaproszonych do projektu aktorów. I to nie tylko tych, którzy wybijają się na pierwszy plan, ale także tych zapełniających role drugoplanowe. Każdy wykorzystał swoje pięć minut, nie dając umknąć swojej szansie. Jacob Fortune-Lloyd, który wcielił się w D.L. Townes, szachistę, ale przede wszystkim dziennikarza i pierwszą, wielką, lecz niespełnioną miłość Beth. Pomiędzy aktorami czuć było chemię, iskrzącą, tętniącą, wypełnioną tęsknotą za sobą, pomimo że niemożliwą do zrealizowania. Każdy z przeciwników szachowych Beth zyskał swoją osobowość, nie będąc powieleniem stereotypów. Jedni byli bardzo nieśmiali, inni zbyt pewni siebie, a niektórzy po prostu szaleni. I oczywiście przybrana matka Beth, rewelacyjna Marielle Heller, która doskonale wciela się w zblazowaną, niekochaną żonę, która znajduje ukojenie w tabletkach i alkoholu. W serialu pojawił się też polski akcent, o którym szeroko się rozpisywano już chyba wszędzie. Trudno się jednak dziwić, bo to nie tylko pojedyncza scena, jak w „Hannah”, serialu, który można obejrzeć na Amazon Prime. Marcin Dorociński wcielił się w radzieckiego arcymistrza szachowego, największego rywala Beth. I choć to właśnie z nim rozpoczyna się „Gambit Królowej”, to na ostateczne starcie musimy poczekać do ostatniego odcinka.
Fabularnie „Gambit Królowej” to tradycyjny hollywoodzki film, w którym to chłopak z problemami/z biednej rodziny przypadkiem odkrywa swoją miłość do sportu i ciężką pracą osiąga sukces. Wiadomo, po drodze czeka go trochę przeszkód, ale ostatecznie sięga po wymarzone zwycięstwo. Serial z Anya Taylor-Joy to ta sama historia. Tylko zamiast nastoletniego chłopaka mamy dziewczynę, zamiast bejsbolu szachy. A przecież szachy to tak mało widowiskowy sport!
I bardziej nie można się mylić! Niesamowity montaż, doskonałe ujęcia, sprawiają, że „Gambit Królowej” wciąga równie mocno co finałowy mecz w siatkówce czy piłce nożnej. Wokół nie muszą fruwać czerwone kartki, kibice nie muszą wykrzykiwać pieśni na trybunach, a przeciwnik nie musi wylądować z hukiem na macie, by szachowa gra stała się krwistym widowiskiem. Serial został tak nakręcony, że samemu nie możesz doczekać się kiedy wreszcie wyciągniesz zakurzoną planszę i bierki. Czujesz emocje, gęstniejącą atmosferę, czekasz na ostateczne starcie, a rozgrywkę przeżywasz równie mocno co sami bohaterowie.
Do tego wielkie brawa należą się całej ekipie odpowiedzialnej za scenografię i kostiumy. Nie znam się na detalach epoki, nie jestem znawczynią mody czy historii aranżacji wnętrz, ale dawno nie czułam się tak dobrze, oglądając film czy serial. Widać ogrom pracy, jaki włożono w przygotowania i z jaką pieczołowitością zadbano o każdy odcinek. Wydaje się więc, że ekipa odrobiła pracę domową i stworzyła małe scenograficzne dzieło.
„Gambit Królowej” to serial niemalże perfekcyjny, zamknięty w 7 odcinków, tworzący spójną historię, która wciąga od pierwszej sceny. To opowieść o geniuszu, o kobiecie, która nie dała się zaszufladkować i wtłoczyć w przypisaną jej rolę. Ale to również historia trudnych wyborów, samotności i poświęcenia. Nie można mieć wszystkiego, zawsze coś lub ktoś ucierpi. I nawet jeśli wiemy, że serial zakończy się happy endem, nawet jeśli wiemy, w jakim kierunku podąży fabuła, to wreszcie tytuł, w którym to kobieta sięga po swoje marzenia, a sama konstrukcja postaci nie jest spłaszczona do typowych stereotypów.
Niemalże nic nie napisałam o głównej aktorce – Anya Taylor-Joy. Bo to widowisko po prostu należało do niej. W każdej scenie, w każdym ruchu, w każdym słowie. Jej spojrzenie, jej mimika – nie wiem, ja mogłabym wymieniać w nieskończoność. Dla mnie była fenomenalna. W każdym calu.
Zobacz, gdzie aktualnie możesz legalnie obejrzeć „Gambit Królowej”