Ach Ci biali. Czego oni nie dokonali! I zdobyli Amerykę, i odkryli, że to nie słońce krąży wokół ziemi. Rozwinęli medycynę, technologię, a nawet dotarli na księżyc. Tylko czasem coś im nie wyszło. Jak choćby wyższość jednej rasy nad drugą. Pomińmy na chwilę sytuację w Europie, która doprowadziła do II wojny światowej. Wybierzmy się trochę dalej. Na przykład do RPA, gdzie apartheid przez kilkadziesiąt lat miał się dobrze. Rozwinął się tuż po wojnie i w najlepsze trwał do lat dziewięćdziesiątych. I właśnie to zjawisko, uosobione przez główną bohaterką, służącą, stało się głównym tematem nowego filmu Christaana Olwagena “Poppie Nongena”.
“Poppie Nongena” to spojrzenie na mały wycinek brutalnej historii afrykańskiego państwa, w którym biali potomkowie kolonizatorów z wysoką skutecznością podporządkowali sobie czarnoskórych mieszkańców RPA. Na otaczającą rzeczywistość patrzymy oczami rdzennej mieszkanki afrykańskich terenów, a jednak traktowanej jak obcy element, pasożyt, którego najlepiej jak najszybciej się pozbyć. Przez białych nie jest traktowana poważnie, a absurdalne przepisy zmuszają ją do zmierzenia się z kapsztadzką biurokracją. Nie jest to łatwe, gdyż jej przyszłość, czarnoskórej kobiety, uzależniona jest od męża i jego możliwości podpisania kontraktu pracowniczego. Poppie ma ledwie kilka dni, by przedłużyć sobie pozwolenie na pobyt w Kapsztadzie. W innym przypadku musi opuścić rejony, na terenie których mieszka od zawsze. Nie ma znaczenia fakt, że posiada legalną pracę, dom, dzieci i męża. Walczy do ostatniej minuty, próbując zapewnić byt swojej rodzinie. I nie dać się deportować. A trudności piętrzą się i wydają się stanowić przeszkodę nie do pokonania.
„Poppie Nongena” – duma i bezsilność
Jak zakończy się nierówna walka Poppie? Czy uda się jej przebić mur wzniesiony przez białych? Kolejne sekwencje filmu pokazują rozpaczliwe szukanie pomocy, z drugiej strony dumę i bezsilność. Ile można prosić? Ile można próbować? Ile trzeba włożyć wysiłku, by po prostu móc zostać w miejscu, w którym mieszkało się całe życie? Poppie pomagają białe kobiety. Jej pracodawczyni, która jako jedyna mieszkanka domu traktowała służącą normalnie, prawe jak przyjaciółkę (cóż jednak, gdy owa przyjaźń podyktowana była raczej przygnębiającą samotnością bogatej pani domu, której nie rozumie mąż tyran), organizacja charytatywna (prowadzona przez kobiety), która aktywnie walczy o prawa czarnoskórych i niejednokrotnie z sukcesem udaje jej się pokonać absurdy prawa; i wreszcie pracownica społeczna, bezpośrednia, nie dająca się zbyć, wchodząca nawet tam, gdzie nikt nie chce jej wpuścić. W imię walki o ideały. Lecz nawet mając takie wsparcie kobieta czuje się bezradna, bezsilna i pozbawiona mocy sprawczej.
Dlaczego doszło do tragedii w Rwandzie? Poznaj książkę Joanny Bar!
Film skupia się na Poppie. Obserwujemy jej emocje, postawę, walkę z trudnościami. Jest osobą, która w pewien sposób próbuje porzucić własną tożsamość (jak religia, obrzędy, magia) na rzecz zachodniego sposobu życia, w którym to katolicyzm odgrywa pierwszorzędną rolę. Wierzy w moc nauki, dlatego też zależy jej na edukacji dzieci, nie wierzy za to w szamańskie rytuały, którym poddaje się mąż. Stoi w rozkroku pomiędzy światem białych a kolorowych, a żadna z dróg nie wydaje się właściwa.
Emocjonalna walka o rodzinę
Wielkie brawa należą się samej aktorce Clementhine Zitha, która doskonale oddała swą postać. Kiedy trzeba jest surowa, kiedy indziej ciepła, wyrozumiała, pełna matczynych uczuć. Chce dla swojej rodziny jak najlepiej, stąd też podczas seansu wywołuje u widza wiele emocji: od wściekłości na zaistniałą sytuację po łzy wzruszenia i cierpienia. Każda postać pojawiająca się na ekranie ma znaczenie, co najmniej dobrze wypełniając swoją rolę. Dzięki temu, seans wydaje się autentyczny, wypełniony emocjami. Potęguje to praca kamery, lekko rozedrgana, nie do końca stabilna, jakby wciąż w ruchu, ale niepewna tego, co będzie jutro, podkreślająca naturalność i niedoskonałość.
Film „Poppie Nongena” można podzielić na dwie części. Pierwsza skupia się na absurdalnej walce z urzędnikami, druga przedstawia bunt niepełnoletnich czarnoskórych dzieci (czy bardziej nastolatków), którzy przeciwstawiają się zaistniałej sytuacji. Reżyser, próbując upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, w drugiej części wypadł z rytmu, wprowadzając chaos i z lekka wybijając nas z samej historii Poppie. Choć wciąż to ona stanowi główny punkt odniesienia. Oczywiście, i tu niektóre sceny wywołują ciarki, zmuszają do refleksji, jednak nie do końca pasują do całości.
Film Christaana Olwagena to solidne kino, dzięki któremu możemy spojrzeć na RPA z innej perspektywy. Możemy dostrzec, ile zła wyrządził kolonializm i ile potrzeba było lat, by choć spróbować wyrwać się z jego matni. „Poppie Nonganę” warto więc zobaczyć choćby dla samego poruszonego w nim tematu. Ale to nie jedyny powód, bo przecież zostaje bardzo dobra gra aktorska, zdjęcia czy wreszcie ukazanie starcia dwóch różnych światów, które choć egzystują obok siebie to nie potrafią razem współistnieć.
Obejrzyj film w ramach festiwalu Afrykamera!