Tak to już jest. Wałkujesz jedno i to samo. Wciąż i wciąż. Na każdym etapie nauki, zamiast co i rusz wypływać na nieznane wody. Przykładem niech będzie mitologia grecka. Z pewnością na wylot znasz historię Zeusa czy Herkulesa. Nawet jeśli wnikliwie nie analizowałeś ich dziejów. Choć jak się okazuje, w szkole poznajemy wersje mocno ocenzurowane. O tym jednak kiedy indziej.
Niewiele jednak mówimy o tym co nasze, co swojskie, co przecież miało miejsce przed Mieszkiem i słynnym chrztem Polski. Czyżby wszak narodowi, na wskroś katolickiemu, nie w smak byłaby pogańska historia, gdzie bogowie, choć wyniesieni ponad ludzi, czasem jak owi ludzie się zachowują… Nie jeden nami rządził, a kilku?
Aby więc zapełnić lukę, Witold Jabłoński wziął na swe barki rolę bajarza, który niczym sapkowski Jaskier, opowiada o dziejach. Tyle że nie bohaterów, wojowników, królów a bogów słowiańskich. I tu zaczynają się pierwsze schody dla odkrywcy przemierzającego słowiańskie religie. Nikt ich nie spisał, nikt o nie zadbał, a ich liczne wersje, nie tylko na terenach Polski, a także wschodnich, występowały głównie w przekazach ustnych. Oczywiście, znajdziecie wiele naukowych opracowań, w których to badacze próbują usystematyzować mity słowiańskie. Nie myślcie jednak, że nie ma różnic, sporów i wielu nieścisłości. I to wykorzystuje Jabłoński. Przytacza mity spisane przez współczesnych, lecz jego największym orężem jest wyobraźnia. Co sprawia, że stają się one atrakcyjne dla czytelnika i układają się w miarę logiczny ciąg (choć czy boskie opowieści mogą być poddawane obróbce ludzkiej logiki? Sami się przekonajcie!).
Rubieże słowiańskich mitów przemierzamy rozpoczynając tradycyjnie. Od stworzenia świata. Poznając kolejne bóstwa, synów, ich miłości, ich słabości. Jabłoński przytacza historie pełne miłości, wzlotów i upadków, wątpliwości, rozterek, zdrad, nienawiści. Czy zemsty. Porusza problem odtrąconych dzieci czy utraconych kochanków. Wiele wątków rozpoznacie, wiele rzeczy brzmieć będzie dla Was znajomo. W końcu też zrozumiecie dlaczego topimy Marzannę, skąd się wzięła ta wstrętna Baba Jaga co chciała wszamać dzieci. Jabłoński wszystkie nitki świetnie ze sobą posplatał jak Prządki, które czuwały nad nićmi naszego losu.
„Dary bogów” niczym baśnie
Wszak trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że nie jest to lektura naukowa. To raczej baśnie, dzięki którym pisarz w przystępny sposób przemycił mity słowiańskie. W ten sposób pozycja staje się przystępna dla każdego, kto chciałby poznać wierzenia naszych przodków. Nie greckich, nie rzymskich, nie nawet skandynawskich. A naszych, słowiańskich, które są równie ciekawe, obfitując we wszystkie chwyty, które tak uwielbiamy w opowieściach. Trzeba Jabłońskiemu oddać jeszcze jedną rzecz. Nie zostawił bowiem czytelnika z interpretacjami, które zrodziły się w głowie pisarza. Po każdej historii, na zakończenie każdego rozdziału dodaje post scriptum, w którym wyjaśnia wszelkie niejasności, półprawdy i zmiany jakie wprowadził do mitów objaśnianych w innych, bardziej naukowych pozycjach. Dzięki temu każdy ciekawski czytelnik dostaje świetny punkt startowy do dalszych badań. Jabłoński podaje na tacy bibliografię, z której każdy spragniony wiedzy może rozpocząć swoją przygodę ze słowiańskimi wierzeniami i mitami. „Dary Bogów” mogą być więc naszym pierwszym przewodnikiem, który poprowadzi nas po meandrach mitologii słowiańskiej. Co więcej, byłyby doskonałym uzupełnieniem lekcji polskiego czy nawet historii!
Jest jednak jeszcze coś, co dobitnie pokazuje książka. Jakie podejście preferowano na słowiańskich obszarach. Przyroda, jak i żywot bogów (ludzi) to ciągły, powtarzalny cykl. Wszak po każdej zimie przychodzi wiosna. Po śmierci, rodzi się życie. Po każdym nieszczęściu, może nadejść ukojenie. A do osiągnięcia wielkich rzeczy potrzeba przede wszystkim wytrwałości i cierpliwości. Nawet jeśli wędrówka jest trudna, usłana przeszkodami. Ale też wszystko ma swój cel i nasze życie podąża ścieżkami splatanymi przez Prządki. Abyście nie myśleli, w mitologii słowiańskiej mieliśmy bogów równych tym greckim. Był raj Wyraj, były podziemia, do których wejście kryło się w polskich górach! Był bóg, władający piorunem, któremu udało się zapanować nad ciemnym bratem (choć nie do końca, bo na świecie musi przecież istnieć równowaga!). Mamy Matkę, Mokoszę, mamy jej synów. Nawet Słowiański Posejdon pojawia się na kartach opowieści.
Czy śmierć może być czułym… ogrodnikiem?
Należy jednak zaznaczyć, że nie jest to pozycja, która zaskoczy wyjadaczy tematu. Jeśli już znasz mitologię słowiańska z licznych opracowań, „Dary bogów” mogą cię rozczarować. Uważam jednak, że to nie wada, a zaleta pozycji. Czytelnik, który do tej pory nie miał styczności z mitologią słowiańską, będzie mógł poznać nowy świat. Tak bliski, a jednak tak odległy i tajemniczy. Bez nadmiaru szczegółów, ubrany w fabularne historie, napisanych świetnym, baśniowym językiem. Ja jestem zachwycona!
Zdecydowanie polecam!
Metryczka:
Tytuł: „Dary bogów”
Autor: Witold Jabłoński
Wydawnictwo: Genius Creations
Ilość stron: 357