Być może historia jak wiele innych. Być może historia taka, jaka spotkała wielu. Nie tylko w czasie wojny, ale i podczas każdej zawieruchy politycznej. „Dziś wieczorem: Lola Blau” nie odkrywa kart, których byśmy wcześniej nie znali. Nie znaczy to jednak, że jest nudna i banalna. Bo Lola Blau to młoda, charyzmatyczna artystka, która swoją karierę rozpoczęła w nieodpowiednim dla siebie momencie. Czy to jednak oznacza, że jej się nie udało?
„Dziś wieczorem: Lola Blau” to sztuka napisana przez pochodzącego z Austrii dramaturga i satyryka Georga Kreislera, której premiera odbyła się w 1971 roku w Wiedniu. Jak w jednym z wywiadów opowiada Remigiusz Grzela, życie Loli to odbicie życia Kreislera. I za pewne niejednego artysty zmuszonego do emigracji i tułaczki po świecie. Lola jest Żydówką, więc jej losy są wyraźnie splecione z II wojną światową. Choć ona sama ma mnóstwo szczęścia i wcale nie staje się ofiarą wojennych zbrodni.
Wojna zjawia się na początku jej kabaretowej kariery. Nie tylko zmusza ją do opuszczenia rodzinnego miasta, ale również rozplata wspólną drogę z ukochanym. Widz więc ogląda jak Lola odnajduje się w kolejnych miastach, w kolejnych teatrach, w kolejnych punktach zwrotnych jej kariery. Ogląda jej wzloty, ogląda jej upadki, w tle nasłuchując niewyraźnych, choć wciąż słyszalnych dźwięków wojny. Sama Lola prześlizguje się po kolejnych miastach, by trafić do Stanów, a na koniec do Austrii… Czy jednak znajdzie ukojenie, a wszystkie sprawy ułożą się, tak jakby chciała sama zainteresowana?
W spektaklu czujemy powiew dwóch porażek odniesionych przez Lolę. Pierwsza, choć nie wybrzmiewa tak głośno, jak twórcza część, to zaprzepaszczona miłość. Kobieta, wypędzona z mieszkania, które do tej pory zajmowała, ma spotkać się na peronie z ukochanym. Lecz ten, z niewiadomych przyczyn, nie zjawia się o umówionej porze. Lola zdaje się być naiwną dziewczyną, która nie do końca jest świadoma, z jakim zagrożeniem ma do czynienia. Rusza więc przed siebie, próbując wyleczyć złamane serce i robiąc przy tym kabaretową karierę. Pytanie jednak wciąż pozostaje otwarte: czy wielka miłość uległa zniszczeniu przez wojnę czy zwyczajną ucieczkę ukochanego? Czy gdyby powrócił, to miałaby szansę nadal trwać?
Lola staje się tułaczem, szukającym własnego miejsca na ziemi pozwalającego rozkwitnąć jej jako artystce. I choć ostatecznie osiąga swój cel, niekoniecznie będzie on zgodny z pierwotnymi założeniami i oczekiwaniami. A gdy nawet ten blichtr zostanie odrzucony, to czy rzeczywiście w powojennym świecie uda się Loli odnaleźć? Tak więc mieszają się tu dwa światy: artystyczny i ten dalszy wojenny, a wszystko wplecione w żydowską tematykę.
Sztuka „Dziś wieczorem: Lola Blau” nazywana jest najmniejszym musicalem świata. I trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, bo na scenie przebywa głównie Lola, w którą wciela się Monika Chrząstowska. Co jakiś czas zza kulis wyłania się Mistrz (w tej roli Rafał Rutowicz) umieszczający widzów w odpowiednim miejscu i czasie w chronologii wydarzeń. Muzyka towarzyszy nam niemal przez cały spektakl – nie ma tu zbyt wielu dialogów, niemal cała opowieść została przeniesiona do warstwy muzycznej. I choć początkowo brakuje iskry, która tchnęłaby nieco życia w spektakl i samych widzów, Monika Chrząstowska bardzo szybko nabiera wiatru w żagle i przez półtorej godziny bez przerwy zalewa publiczność emocjami, poprawnymi jak i pięknie wykonanymi utworami. Aktorsko, scenograficznie
„Dziś wieczorem: Lola Blau” nie należy do tego rodzaju sztuki, co odkrywa nowe furtki, zostawia sponiewieranym czy wprowadza nowe rozwiązania. To dobrze rozegrany spektakl przenoszący nas w czasie do II wojny światowej i wciąż, bądź co bądź, aktualnego losu artysty.
Bilety oraz daty kolejnych rozgrywanych spektakli można sprawdzić na stronie Teatru Żydowskiego.