Tak się złożyło, że trafiłam niemal na końcówkę. Końcówkę serii rzecz jasna. Pilnuję zawsze, by kupować pierwsze tomy, a tu proszę, trafił się zakup niekontrolowany i tym samym historię z detektywem Wistingiem rozpoczęłam od tomu 10. Tyle że w niczym to nie przeszkodziło, bo Jorn Lier Horst zna się na swoim fachu i doskonale wprowadza w świat obcy czytelnikowi.
Oczywiście zaczynanie swojej przygody nie od pierwszego tomu, niesie ze sobą pewne konsekwencje. Nie widzimy, jak bohater się zmienia ani też jak skomplikowane są relacje pomiędzy poszczególnymi postaciami powieści. Jednak w kryminale „Ślepy trop” fabuła tak została skonstruowana, by nie relacje i emocje (które są tu jednak równie ważne) wybrzmiały a opowiadana historia śledztwa. Dlatego też dość łatwo wpaść w wir wydarzeń, choć te w żadnym miejscu nie mają prędkości huraganu.
Jorn Lier Horst wybrał drogę nie kontrowersji a żmudnej, rzetelnej, detektywistycznej pracy. Nie podaje krwistych szczegółów przestępstw, krew nie leje się strumieniami, a i pościgów mrożących krew w żyłach też nie uświadczymy. I to jest bardzo dobra wiadomość! Bo skupiamy się na pracy policjanta, który musi rozwikłać zagadkę zniknięcia pewnego taksówkarza nie zaś na coraz bardziej spektakularnych sposobach dokonywania mordu. Sprawa ciągnie się od kilku miesięcy, co więc zrozumiałe, zaczynają pojawiać się naciski z góry. A przecież sąsiednie miasto potrafiło schwytać mordercę w 14 minut od dokonania zbrodni! Śledztwo, które prowadzi Wisting, stwarza doskonałe tło do tego, by jednak ten krwawy mord się pojawił. W końcu przez całą powieść przewija się motyw zorganizowanej grupy przestępczej, choć nie można znaleźć dobrego powiązania. Autor jednak nie przepływa przez kolejne morza przemocy – jest jej tylko tyle, by przedstawić popełnione przestępstwa. Wszystko zaserwowane z wyczuciem i umiarem. Autor wydaje się trzeźwo patrzeć na świat, nie poprzez spektakularność, a raczej jego szarą stronę.
Jorn Lier Horst przeplata ze sobą dwie sprawy, dodaje do tego tajemnice z przeszłości. Miesza, ale wszystko z gracją, bez zbędnego plątania. Czytelnik ma wszystkie tropy przed sobą, niby widzi rozwiązanie, niby nadąża za analitycznym umysłem detektywa, niby wszystko łączy się ze sobą w aż zbyt oczywisty sposób, ale zakończenie sprawy aż tak oczywiste nie będzie. To, co jednak stanowi ogromną siłę kryminału „Ślepy trop” to przedstawienie żmudnej pracy detektywa. Autor nie omieszkał przedstawić tych chwil, kiedy przez kilkanaście godzin Wisting analizuje kolejne dokumenty, szukając choć najmniejszego tropu, by powiązać dwie różne sprawy.
I uwaga! Wcale a wcale owy sposób narracji nie nudzi! Owszem, akcja rozwija się dość wolno i wcale nie przyspiesza w połowie książki, ale to niezbyt szybkie tempo pozwala wgryźć się w pracę detektywa. Bo przecież nie jest tak, że zawsze łapiemy przestępcę w 14 minut. I nie jest też tak, że od razu połączymy wszystkie kropki. Czasem potrzeba miesięcy, by natrafić na trop. Czasem tylko przypadek decyduje o ponownym ruszeniu z miejsca.
Główne wątki historii zostały rozplątane, odpowiednio wyjaśnione, ale… nie wszystkie. Zabrakło mi postawienia kropki nad i, choćby w przypadku wnuczki gangstera, króla przemytu alkoholu, a później narkotyków. To jednak tylko pewna niedogodność, która tylko w minimalnym stopniu rzutuje na ostateczną ocenę powieści.
Ja natomiast jestem jeszcze zachwycona postacią Wistinga – policjanta z krwi i kości. Prawdziwy entuzjasta swojej pracy, nie poddający się pomimo niesprzyjających okoliczności. Wierzący w sprawiedliwość i unikający wyciągania pochopnych wniosków. Potwierdza to na każdym kroku. Jednocześnie prawość bohatera wcale nie irytuje i nie przyprawia o palpitacje serca. Bo Jorn Lier Horst pomimo wszystko unika patosu, a szlachetność detektywa jest jak najbardziej realna. Przy okazji zmusza naszego detektywa do podejmowania trudnych decyzji, niejednokrotnie sprzecznych z wytycznymi przełożonych.
Jorn Lier Horst stworzył bardzo dobry kryminał, który wciąga, pomimo niespiesznego tempa. Kolejne rozdziały się pochłania, pomimo spektakularnych zbrodni i motywów przestępców. A jednak pokazanie wcale nie w nużący sposób żmudnej pracy detektywów stanowi ogromny atut powieści.
Czas więc powrócić do tomu pierwszego.