„Safe” to krymialny średniak czy kultowa pozycja na miarę „Dextera”?

  18 czerwca, 2018

Czy jest coś groźniejszego niż tajemnice chowane przez lata? Czy kilka niedopowiedzianych słów może zmienić życie wielu osób mieszkających na zamkniętym i monitorowanym osiedlu? Czy wreszcie tajemnice z przeszłości mogą wywołać lawinę niespodziewanych i groźnych zdarzeń w teraźniejszości? Bo „Safe”, choć nęci nas spokojnym tytułem, to jednak jak w kryminałach, spokojnie nigdy nie jest. I jak to w kryminałach jeszcze bywa: każda tajemnica, nawet ta najlepiej ukryta, zawsze wypłynie na wierzch.

Harlan Coben ojcem produkcji

Osobą odpowiedzialną za scenariusz jest Harlan Coben – bestsellerowy pisarz thrillerów. W czasach gimnazjalno-licealnych przeczytałam trzy jego książki. Pierwszą wręcz pochłonęłam. Każda kolejna stawała się coraz mniej strawna.

Nie dlatego, że Coben nie potrafi przykuć uwagi. Potrafi.

I nie dlatego, że powieści były gorzej napisane od pierwszej. Nie były.

Jednak wspomniany pisarz lubi się powtarzać, a intryga z każdą kolejną książką staje się coraz bardziej przewidywalna. Harlan Coben jest świetnym rzemieślnikiem, ale sięga po wypracowane przez siebie schematy, twisty i postaci. Z czasem staje się zbyt transparentny i dla czytelnika pewne rozwiązania stają się szybko oczywiste.

Gdy włączyłam pierwszy odcinek serialu i zobaczyłam jego nazwisko… No cóż… nie oczekiwałam produkcji, przez którą zbierałabym zęby z podłogi. Pierwszy odcinek minął, później drugi. I tak przez kolejne pięć dni pochłanialiśmy brytyjski twór. Wtedy też przypomniała mi się pierwsza książka Cobena i co ważniejsze pojawiła się ulga. Bo to, co się nie udało z Kodem Leonarda da Vinci, tu wyszło bardzo dobrze. Napięcie trzymane jest prawie do samego końca, a widz zachłannie chłonie atmosferę zamkniętego miasteczka. Akcja jest i zwroty akcji są – już to wystarczy, by produkcję oglądało się dobrze. Czy jednak to wystarczy, by „Safe” stało się serialem kultowym?

„Safe”, czyli historia zniknięcia

Co lepiej działa niż zniknięcie dziecka? Emocji jest wtedy najwięcej, bo i wielu dorosłych potrafi wyobrazić sobie ból rodziców, którzy próbują walczyć z bezradnością policji i na własną rękę poszukują swego dziecka. Jenny, córka naszego głównego bohatera Toma, wybiera się na imprezę do koleżanki. Potem znika. Jej chłopak również. Ojciec, choć początkowo próbujący ze spokojem znaleźć dziewczynę, z każdym kolejnym odwiedzonym domem zaczyna się denerwować. I choć zgłasza sprawę na policję, słyszy tradycyjną formułkę o ucieczkach nastolatek. O całym zajściu informuje znajomą policjantkę Sophie.

Oczywiście, jak to w kryminałach bywa, sprawa jest mocno zakręcona, a tajemnice, jak trupy zaczynają wypływać na wierzch. Okazuje się, że każdy kto choć przez chwile pojawi się na ekranie, ma coś do ukrycia. Przy okazji Coben wplótł w scenariusz: rozpad małżeństwa, trudne relacje dziecko-rodzic, zemstę, oskarżenia o pedofilię, morderstwo, homoseksualizm i tajemniczą policjantkę, która z nieznanych przyczyn przeprowadza się z miasta na przedmieścia. Dużo tego, prawda?

Pomimo to, wszystko ostatecznie się ładnie się splata, choć niektóre wątki kończą się mało satysfakcjonująco. I od razu warto zaznaczyć, że serial nie jest nastawiony na diagnozę problemów lokalnej społeczności. Tu liczy się przede wszystkim akcja, gęstniejąca atmosfera oraz tajemnica, która w przedostatnim odcinku staje się jasna. Sami bohaterowie, a raczej ich charakterystyka i pogłębiony rys psychologiczny schodzą na dalszy plan, stając się tylko wypełniaczem niż dopełnieniem.

Na „Dextera” – czyli jak nie pozbywać się ciała

Niektórzy pisząc o serialu przywołują Dextera. „Safe” nie ma nic z nim wspólnego, prócz rzecz jasna aktora – Michalea C. Halla. Jeśli tęsknicie za aktorem, koniecznie sięgnijcie po jego najnowszą produkcję, jeśli jednak tęsknicie za Dexterem… to w „Safe” go nie odnajdziecie. Michael C. Hall wciela się w rolę wdowca, ojca zaginionej Jenny, chirurga, zagubionego po stracie żony, przepełnionego poczuciem winy. Z pewnością nie nosi ze sobą mrocznego pasażera, a jego tajemnice są dość… zwyczajne.

Zabawny jest jednak fragment pozbywania się ciała nieżyjącego chłopca. Oglądający „Dextera” doskonale wiedzą, jak robił to nasz mroczny bohater, ci z serialu „Safe” z pewnością nie wzięli z niego przykładu. Stąd też ich tajemnica… szybko dopływa do brzegu.

„Safe” to uproszczenia, ale przykryte intensywnością wydarzeń

Gdy oglądasz serial i dajesz się ponieść poszukiwaniom i śledztwu, to nie dostrzeżesz wielu głupot, choć oczywiście są i takie, które kłują w oczy jak niespełnione obietnice Macierewicza. Gdy jednak się dłużej zastanowimy, zadziwiająca jest choćby naiwność i łatwowierność Jenny, chęć zadźgania nożem przyjaciela Toma przez zbirów za „nic” (naprawdę za nic), niektóre działania policji czy adwokatów. Przez ilość takich głupotek tytuł szybko spada w rankingu seriali, stając się jedynie dobrą, wręcz średnią produkcją, choć świetnie zrealizowaną.

„Safe” to muzyka

Wiecie, czym kupili mnie twórcy? Muzyką. Już od pierwszej minuty przypominała mi serial „Dark” wprowadzając ten niepokój, poczucie zagrożenia, ciągłego strachu i napięcia. To właśnie przez muzykę wkręciłam się w kolejne odcinki, a sama odczuwałam wręcz stres i dyskomfort (ale taki, który uwielbiam podczas oglądania filmów czy czytania książki). Muzyka trzyma poziom przez cały serial, a motyw przewodni jest wręcz fantastyczny – kojarzący się z miasteczkiem bogaczy, mających za sobą ponurą przeszłość (choć sama piosenka nie została nagrana na potrzeby serialu)

„Safe” to strach przed obcym

Już w opisie czytamy, że mieszkańcy bojąc się kolejnych tragedii, postanowili odgrodzić swoje osiedle. Jakby w ten prosty sposób mieli oddzielić się od zła. Zresztą o pewnym przewrażliwieniu świadczą pierwsze sceny, gdy Tom przyznaje się do zainstalowania w telefonie córki oprogramowania kopiującego jej smsy. Ja jednak odnoszę wrażenie, że w serialu sam wątek osiedla został kiepsko wyeksponowany. Powiedziałabym, że nie ma on żadnego wpływu na rozwój akcji i zachowania bohaterów. Gdyby nie kilka wzmianek podczas rozmów czy sam opis na Netfliksie, nie mielibyście pojęcia, że serial rozgrywa się w specyficznym miejscu. Brak tu pewnego przewrażliwienia czy uwrażliwienia na obcych. Ot, ktoś wjeżdża, wyjeżdża, kamera to nagrywa… Nic szczególnego. A gdy znika jedna z mieszkanek osiedla… to media powinny stać pod bramą, by jak najszybciej informować o dalszym przebiegu sprawy… próbując wywęszyć tanią senascję.

Nieco powtarzalny Hall

Tak trochę myślę, że w „Safe” Michael C. Hall nie wspiął się na wyżyny swoich aktorskich umiejętności. Mam takie wrażenie, że jest to Dexter po przemianie z ostatnich odcinków kultowego już serialu. Zabrakło tu może tej rodzicielskiej rozpaczy czy zawziętości. Tom wydaje się być postacią ciapowatą, a przecież rodzic, któremu właśnie zaginęło dziecko, powinien być nabuzowany lub przeciwnie, pogrążony w rozpaczy. Dla mnie świetnie wypadł duet drugoplanowy, Audrey Fleurot, która zagrała nauczycielkę francuskiego Zoe, oraz jej serialowy mąż Neil zagrany przez Joplina Sibtaina. Bardzo wiarygodni, zarówno jako małżeństwo przeżywające kryzys, jak i rodzice, którzy dowiedzieli się o stracie syna. Scena, gdy Neil próbuje poradzić sobie z emocjami… – została rozegrana fantastycznie.

„Safe” to serialowy średniak. Trzyma w napięciu, widz bez problemu może poddać się atmosferze tajemnicy panującej wśród lokalnej społeczności. A jednak pewne mankamenty scenariusza stają się kłopotliwe, niekiedy psują intrygę czy budowane wcześniej emocje. Serial warto obejrzeć i z pewnością nie będziecie żałować seansu. Ale też pamiętajcie szczęki z podłogi podnosić nie będziecie.

Jeśli chcecie poczytać o innych serialach kryminalnych, które warto obejrzeć, czujecie niedosyt po obejrzeniu „Safe” czy chcecie znaleźć ciekawych mrocznych bohaterów takich jak Dexter, koniecznie zajrzyjcie na rankingi seriali. Znajdziecie tam szereg ciekawych wyborów redakcji, które zapełnią Wam długie godziny oglądania. Nie tylko, gdy macie Netfliksa!

A Wy jaki kryminalny serial oglądaliście ostatnio?

 

[mc4wp_form id="3412"]


%d bloggers like this: