Wyobraź sobie, że budzisz się w świecie, w którym nie możesz czytać książek.
Wykorzystujesz każdą wolną chwilę, by pojechać do biblioteki. Nie tej pobliskiej, bo tam mogą Cię rozpoznać. Jedziesz kilka przecznic dalej i chowasz się między regałami, by chłonąć jak najwięcej zakazanych ci historii. Nie chcesz zawieść dziadka, który skrupulatnie pilnuje przestrzegania chasydzkich zasad. Okazuje się, że bez granic pochłania cię „Duma i uprzedzenie”, którą czytasz w wielkiej tajemnicy.
Tak. Jesteś chasydzką dziewczyną. Na dodatek uwięzioną w jednym z najbardziej otwartych miast świata. W mieście, o którym wielu marzy, a Ty je oglądasz jedynie patrząc gdzieś w dal. Liczy się tylko chodnik, którym chadzasz do szkoły. Ewentualnie odwiedzasz rodzinę. Liczą się tylko te ulice, na których odbywają się żydowskie święta. Nie istnieje dla Ciebie kino, teatr, koncerty. To zakazany świat, do którego nie masz wstępu.
Wyobraź sobie świat, w którym nie wiesz, jak jesteś zbudowana. Że dopiero na naukach przedmałżeńskich z przerażeniem odkrywasz, że masz… pochwę. Nie wiesz jeszcze jak ją nazywać. Wiesz tylko, że to właśnie przez ten otwór odbędzie się konsumpcja małżeństwa.
Ale jak? A jak Twój narzeczony go nie znajdzie?
Jak się później dowiesz, zdarzały się i takie przypadki, kończące się w szpitalu z rozerwanym jelitem i nieustającym krwawieniem. Ty za to masz inny problem. Po nieudanej nocy poślubnej nie potrafisz oddać się mężowi. A on naciska. Rodzina również. W końcu to najistotniejsze na początku Twojej nowej drogi. Musisz przecież zajść w ciążę, by wydać na świat nową istotę. Czujesz się osaczona, gdy matka Twego męża zagląda Ci niemal do alkowy i obwinia za nieudane małżeństwo. A Ty przez rok odwiedzasz specjalistów, by znaleźć przyczynę niechęci do seksu i tym samym zamkniętych bram. Bo przecież Ty jesteś winna.
Wyobraź sobie świat, w którym w dniu ślubu, każą Ci ściąć włosy. Wiesz już, że nie będziesz mogła nikogo olśnić swoimi bujnymi lokami ani finezyjną fryzurą. Nie możesz ich pofarbować ani zapuścić. Ani zostawić krótkich. Od teraz jesteś łysa, a jedyną drogą do zakrycia tego oddarcia jest peruka.
Na dodatek musisz być w domu. Ewentualnie pracujesz w szkole dla dziewcząt. Angielski nie jest istotny. Nie musisz go umieć. Tak naprawdę najlepiej, abyś w ogóle go nie używała. W końcu to język zepsucia i zła. Nie musisz znać światowej literatury ani nauk ścisłych. Za to na wyrywki recytujesz święte pismo. Nawet żydowskie książki są dla Ciebie tylko nieosiągalnym widmem. Matura to odległa melodia przyszłości. Najprawdopodobniej nigdy jej nie zdasz, bo nie tego od Ciebie oczekują. Może gdy wyprowadzisz się gdzieś dalej, zrobisz prawo jazdy, by być choć w pewnym stopniu niezależną.
Wyobraź sobie świat, w którym mąż nie może dotknąć Cię przez dwa tygodnie w miesiącu. Gdy masz okres, jesteś dla niego nieczysta. Najlepiej, byś każde krwawienie konsultowała ze specjalistkami, które orzekną, na jakim etapie drogi do czystości właśnie jesteś.
„Kobieta staje się nidda, czyli „odrzucona” w chwili, kiedy pierwsza kropla krwi opuszcza jej łono. Gdy kobieta jest nidda, jej mąż nie może jej dotykać, choćby nawet tylko podając jej talerz z jedzeniem. Nie może patrzeć na żadną część jej ciała. Nie może dotknąć jej ciała. Nie może słuchać jej śpiewu. Kontakt z nią jest zakazany.”
– str 204
Więc czekasz. Służysz. Próbujesz wyzbyć się jakichkolwiek ambicji. Gorzej, gdy marzysz o wolności, o świecie, w którym nie ma tylu zakazów i nakazów w stosunku do kobiety. Marzysz, lecz nie masz tyle odwagi, by zrobić krok do przodu.
„Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów” to książka bez ozdobników, lecz jakże pięknie napisana! Wspomnienia wydane w formie książki napisane przez ofiary nierzadko są dla mnie trudne do przebrnięcia. Nie dlatego, że niosą w sobie ogromny ładunek emocji, ale dlatego, że bywają bardzo kiepsko napisane. Deborah Feldman przygotowała publikację, którą się pochłania. Wsiąka się w świat, w który opisuje, a przedstawiane przez nią wydarzenia budzą w nas poczucie ogromnej niesprawiedliwości. Zdajemy sobie sprawę, że jeszcze w wielu miejscach na mapie świata, także tej cywilizowanej, nie każdy ma równe prawa. Bliskość takiej metropolii jak Nowy Jork, wcale nie gwarantuje lepszego, wolnego życia.
Feldman wpuszcza nas do zamkniętego świata, którego grzechy są starannie ukrywane. Warto jednak zaznaczyć, że chasydzi stanowią ortodoksyjny odłam, którego nie należy utożsamiać z całym żydowskim środowiskiem. To jedynie ekstremiści, wierzący, że cały zachodni świat przesiąknięty jest zepsuciem, więc nie warto z nim się utożsamiać, ani tym bardziej asymilować. Problem jednak tkwi w tym, że sami nie zauważają zła, które dzieje się wokół nich. Nie widzą molestowania i pedofilii. Ani tego, jak krzywdzą najpierw dziewczynki, później kobiety, odbierając im możliwość kształcenia i pracowania. Feldman swym rzeczowym tonem wywołuje mnóstwo emocji, które nie opuszczają nas do końca lektury.
Choć nie jest to powieść bez skazy. Jedyną rysą jest sam sposób narracji. Bo z jednej strony Deborah pisze z perspektywy dziewczynki, a z drugiej jej styl i spostrzeżenia należą już do świata dorosłych. Drobny dysonans, który może wprowadzić w zakłopotanie, jednak w żaden sposób nie wpływa na komfort czytelnika.
„Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów” to powieść skrzywdzonej kobiety, która znalazła silę, aby walczyć. Pomimo wielu przeciwności. Pomimo braku perspektyw i braku solidnego wykształcenia. A mimo to spróbowała. I wygrała. To powieść, która daje siłę i wiarę, że można realizować siebie i własne marzenia. Że rodzina, kultura nie są końcem naszego świata, z którego nie ma nadziei, by się wydostać. To powieść, dzięki której można uwierzyć, że nie ma sytuacji beznadziejnych, tylko trzeba pozwolić sobie na to, by dokonać wyboru. I postawić pierwszy krok.
Ale ta powieść to również przestroga. Bo każdy ekstremistyczny ruch, niezależnie czy religijny czy społeczny, może wyrządzić wiele krzywd i zła. A także cofa społeczeństwa do ciemnych wieków, które teoretycznie mamy już dawno za sobą.