Cloverfield Lane 10 – recenzja filmu

  11 maja, 2016

„Cloverfield” czy jak to woli „Project Monster” oglądałam jak oglądam często filmy ze znajomymi tzn. a to jednym okiem zerkamy na ekran, a to drugim rozegrywamy kolejną partyjkę gry planszowej. Śmiechy i żarciki, w szklaneczkach piwo, a sam film gdzieś leci w tle. Niby każdy wie, o czym jest, niby śledzi wydarzenia na ekranie, ale gdyby przyszło do omówienia szczegółów, wyszłoby na to, że każdy oblałby z kretesem. Tak jak ja kiedyś kartkówkę z „Krzyżaków” (aż wstyd się przyznać!).


9

„Project Monster” utknął gdzieś w czeluściach pamięci, ale zbyt wielu wspomnień z nim nie wiążę. Gdybym nie zajrzała na stronę filmwebu, nie wiedziałabym nawet, kto w nim grał główne role. A teraz nadszedł inny film. O bardzo podobnym tytule, choć tym razem dystrybutor zostawił oryginalny, nie siląc się na „zachwycające” tłumaczenie. „Cloverfield Lane 10” ma niby być powiązany ze wspomnianym powyżej filmem. I być może jest. Lecz nawet jego nieznajomość lub też krótka i zawodna pamięć jak w moim przypadku, nie odbierają przyjemności oglądania najnowszego obrazu. Powiedziałabym, że brak jakiejkolwiek wiedzy odnośnie filmu, czyni go jeszcze lepszym i mniej przewidywalnym! Dlatego też w poniższych słowach postaram się nie zdradzić nic, co mogłoby popsuć Wam zabawę.

Jak oglądać Cloverfield Lane 10 oraz inne horrory i thrillery?

 Muszę jednak do czegoś Was nakłonić. Jeśli jeszcze grają u Was film w kinach, to koniecznie idźcie go obejrzeć na dużym ekranie. „Cloverfield Lane 10” pomimo braku spektakularnych efektów specjalnych, jest idealny do oglądania w sali kinowej. I to właśnie przez wzgląd na ciasną, duszną atmosferę, która oplata widza. Pamiętam, jak oglądałam „Rec” w oryginalnej, hiszpańskiej wersji. Oglądaliśmy go z D. na łódzkich Bałutach, w ciasnej kawalerce, blisko północy, przy zgaszonym świetle, na czwartym piętrze pewnego bloku. W tle szumiały ostatnie tramwaje. Jakie on na nas wywarł wrażenie! Az żałuję, że nie miałam możliwości obejrzenia filmu w kinie. Później oglądaliśmy go ze znajomymi, w dzień, w zwykłym mieszkaniu. Niestety, tak jak my zachwycaliśmy się wcześniej filmem, tak oni stwierdzili ze skwaszonymi minami, że co za „badziewie” im wciskamy. Nie wiem, czy „badziewie”, ale nie od dziś wiadomo, że klimat robi swoje. A najlepszy klimat do takich filmów jest w kinie, gdzie raczej nie rozpraszają Cię (najczęściej) rozmowy sąsiadów i światło uparcie przebijające się przez zasłony. „Cloverfield Lane 10” potrzebuje skupienia, by wkręcić się w ciasną, aż gryzącą gardło atmosferę.

Stąd mój apel: nie oglądajcie filmu ze znajomymi przy grach planszowych, a nie daj Boże przy piwie i chipsach. Film straci bardzo dużo, a gdy dodacie do tego końcówkę, stwierdzicie, że oto Wam blogerzy wciskali ściemę i następnym razem już nigdy nie zajrzycie na ich bloga.

Pamiętajcie, w razie czego ostrzegałam.

Nudno, nudno. Bum!

Film ma bardzo specyficzną budowę. Reżyser usypia czujność widza przydługimi rozmowami, które mogą nudzić. Z drugiej strony, gdy spojrzymy na zamkniętych w schronie bohaterów, zdajemy sobie sprawę, że nie możemy liczyć na niesamowite zwroty akcji, a budulcem fabuły są przede wszystkim bardzo dobre dialogi. I tak widz powoli przyzwyczaja się do sytuacji, gdy nagle… Bum! Nie wybuch bomby, rzecz jasna, a zwrot akcji, który natychmiastowo budzi Cię z letargu. Nawet jeśli przyjdzie Ci, w którymś momencie myśl, że oto oszukał Cię cały świat i nie oglądasz wcale wciągającego thrillera, to równie szybko ta myśl zniknie z Twojej głowy. Dla mnie były to świetne zagrania reżysera (Dana Trachtenberga). Po raz pierwszy zetkniesz się z takim rozwiązaniem w pierwszych 10 minutach filmu. Nic tak nie działa na człowieka, jak nagły zwrot akcji skierowany do nieprzygotowanego widza. Później to już nic nie wiesz i myślisz, że zło czai się w każdym kącie. A i tak reżyser potrafi Cię zaskoczyć. Naprawdę, dawno nie oglądałam filmu, który tyle razy powodował moje podskakiwanie w kinowym fotelu.

Ciasne pomieszczenie dla teorii spiskowych

Sam początek filmu nie wydaje się aż tak oryginalny, choć stawia widzom wiele pytań, na które nie uzyskują tak szybko odpowiedzi. Niektóre z nich muszą poczekać aż do finału, co trzyma widza w fotelu do końca seansu. Mamy więc dziewczynę, która nagle znajduje się w schronie. Zamknięta w pomieszczeniu, przykuta do ściany. Przychodzi do niej facet, przy kości, ze wzrokiem szaleńca i opowiada jej o zagładzie ludzkości, bądź ataku, bądź wybuchu bomby. Sam jeszcze nie wie, ale wie, że owa dziewczyna z pewnością jest tu bezpieczna, i oto on, wspaniały bohater właśnie ratuje jej życie.

cloverfield-lane-10-1

Co byście zrobili na miejscu dziewczyny? No pewnie, że chcielibyście uciec! Tym bardziej, że szaleniec zamknął ją w pomieszczeniu bez okien, z materacem zamiast łózka, pozbawionym jakichkolwiek mebli. Kto ma rację? Ona, która twierdzi, ze jest uwięziona, czy on, z informacją, że świat spotkało coś złego?

Niemal cały film został zamknięty we wspomnianym już kilkukrotnie schronie. Niewielka to przestrzeń dla trójki bohaterów, którzy mają ze sobą przebywać co najmniej rok. Dla aktorów było to z pewnością duże wyzwanie. Częste najazdy kamery na ich twarz, mnóstwo dialogów, podczas których musieli wypaść przekonywująco, a których nie da się ukryć pod płaszczykiem rozdmuchanej akcji. John Goodman wcielił się w Howarda, właściciela schronu, który o teoriach spiskowych wie niemal wszystko. Wypadł wyśmienicie w roli szaleńca bądź jak to woli człowieka, który całym sobą wierzy we własne przekonania. Mary Elizabeth Winstead, czyli filmowa Michelle, z którą spotykamy się od pierwszych minut filmu, uwięziona przez Howarda w schronie, wczuła się w swoją rolę doskonale. Z jednej strony zagubiona dziewczyna, uciekająca od problemów, których nie chciała rozwiązać. Z drugiej, szybko analizująca sytuację, dokonująca trafnych decyzji (pomijam pewien, dyskusyjny fragment filmu). Dopełnieniem tej specyficznej dwójki jest Emmett, który w schronie znalazł się z własnej woli. Zagrał go John Gallagher Jr – chłopak z sąsiedztwa. Początkowo wydaje się trochę ciepłą kluchą. Szybko jednak widz obdarza go sympatią. I nic dziwnego, że pomiędzy Michelle a Emmettem nawiązuje się nić porozumienia.

Rzeczywiście sam finał został przerysowany i rozdmuchany do granic możliwości. Być może twórcy chcieli wynagrodzić sobie godzinę dwadzieścia spokojnej (choć to tylko pozory) akcji. Być może chcieli przygotować widza do hipotetycznej drugiej części. Kto wie? I tak jak dla wielu, końcówka i dla mnie okazała się niewypałem, tak cały film dzielnie się broni. Stąd też jestem skłonna wybaczyć to, co zrobił reżyser. A tym samym przyznać mu mocną ósemkę!

Tytuł: Cloverfield Lane 10
Rok: 2016
Gatunek: thriller
Ocena: 8/10

[mc4wp_form id="3412"]