Dziś królowa angielska, Elżbieta II, obchodzi 90 urodziny. Tylko pozazdrościć zdrowia i dobrej formy, a także niemałej rodziny. Jest co świętować, bo do setki brakuje królowej ledwie 10 lat. A to już będzie wynik bardzo przyzwoity. Mam jednak do Was inne pytanie: czy kojarzycie Luciana Freuda? Tak, to ten z rodziny Freudów. Tak, kojarzącej się z psychoanalityką. Lucian był wnukiem Zygmunta Freuda. Zamiast jednak pójść śladami dziadka, poszedł zupełnie inną drogą. Choć z drugiej strony można powiedzieć, że malarstwo to też forma terapii i z psychoanalizą może mieć wiele wspólnego. Słynny brytyjski malarz zmarł w 2011 roku.
Na jego dorobek składają się przede wszystkim portrety i akty. Na zetknięcie ze sztuką Freuda trzeba się jednak przygotować. Nie jest to bowiem piękno, jakie oczekujemy po portretach, mając gdzieś z tyłu głowy reprodukcje z podręczników z okresu renesansu, oświecenia czy nawet baroku. Piękno Freuda jest brudne, bardzo dosłowne. Wiem, że słowo brudne może być nie na miejscu, gdyż Freud odsłaniał człowieka takim, jakim jest. Być może przesuwając często granicę w drugą stronę – skupiając się nie na uwypuklaniu piękna, ale brzydoty i niedoskonałości modela. Dlatego też Lucian Freud to nie artysta dla każdego, tak jak nie dla każdego jest poezja Charles’a Baudelaire’a. Ja w wierszach poety zakochałam się od razu, podobnie jak w obrazach Freuda. Jednak taka forma sztuki wymaga pewnego dystansu i zrozumienia.
Wróćmy jednak do królowej, która to przecież musi dbać o swój wizerunek i dobre imię. Nie może pozwolić sobie na szalone projekty, które mogłyby wzbudzić zbyt duże kontrowersje, nie tylko w kraju, ale także za granicą. A mimo to pozwala sportretować się jednemu z największych, ale także bardzo specyficznych artystów.
I jeszcze czas, w jakim powstaje portret. Przez ponad 19 miesięcy królowa Elżbieta II siada przed malarzem i cierpliwie mu pozuje. Sam obraz jest niewielkich rozmiarów, mierzy zaledwie 15 na 22 cm. Jednak efekt końcowy elektryzuje społeczność brytyjską. Wiele osób uważa, że przedstawiona na obrazie kobieta nie przypomina monarchini. Że jest niepochlebny i nie przystoi osobie tak wysoko postawionej. Czy krytycy rzeczywiście mają rację?
Obraz powstał 15 lat temu. Królowa miała już 75 lat. Już nie jest tą samą, młodą dziewczyną, choć przecież wciąż tryska energią. Lucian Freud widzi przed sobą stateczną, dostojną kobietę, która wiele widziała, wiele przeszła, a ząb czasu odbił się na jej twarzy. Trudno wciąż pokazywać królową jako osobę, której nie dotyka upływ lat. Portret jest ekspresyjny, naturalistyczny, z mocnymi pociągnięciami pędzla, które podkreślają osobowość królowej. Aby nie pojawiły wątpliwości, malarz dodaje koronę, podkreślającą pochodzenie monarchini.
Rok później pojawia się autoportret Luciana Freuda. Krytycy zaczynają dostrzegać podobieństwa w obu obrazach, co budzi kolejne kontrowersje. Zgadzają się nie tylko rysy twarzy, ale nawet fryzura malarza, która na czubku głowy układa się we fragment korony. Jednak w chwili, gdy oddaje portret królowej, nikt nie wie, że powstanie taki obraz. Nie ma to znaczenia.
Być może portret królowej Elżbiety II nie przedstawia jej jako pięknej kobiety, która uwodzi mężczyzn swą urodą. Przedstawia ją jako zwykłą kobietę, bliską społeczeństwu. Nie boską, nie ponadczasową. Zwykłą, starszą kobietę, którą korona nie uchroni przed tym, co nieuniknione. I być może w tym tkwi potęga malarstwa Luciana Freuda.
A co Wy myślicie o portrecie?