Najwięcej w temacie aborcji mają do powiedzenia osoby, których problem nie dotyczy. Mężczyźni tak przyzwyczajeni do podejmowania decyzji, po raz kolejny starają się mówić w imieniu kobiet. Szkoda tylko, że nie jest to głos wspierający większość.
Sama jestem matką. Od 1,5 roku. Nie wyobrażam sobie, abym była w stanie usunąć ciążę. Nie oznacza to jednak, że jestem przeciwna aborcji. Wręcz przeciwnie – jestem nawet za liberalizacją prawa. Bo wierzę, wróć…
Bo wiem, że rodzice taką decyzję podejmą w ostateczności. Bo wiem, że pomimo okrucieństwa eksponowanego w telewizji, ludzie kochają, czują i pragną szczęścia. Są jednak sytuacje, kiedy trzeba podjąć najważniejszą decyzję w życiu. Najważniejszą i najprawdopodobniej na zawsze pozostawiającą piętno.
Tak więc…
Co z kobietą, zamężną, która po raz szósty zachodzi w ciążę, bo nie stać jej na tabletki antykoncepcyjne. Ach tak, tabletki też nie są akceptowane przez Kościół. Dziecko ma wychowywać się, gdzie? Na ulicy? Czy matka ma je pobić, zabić, zakatować, utopić w pobliskim stawie, bo sama jest w depresji, nie ma pieniędzy na jedzenie. A mąż? Mąż siedzi pod sklepem i pije kolejną butelkę bąbelkowego napoju, dającego po czubie. Wróci do domu, znów mu się zachce. A kobieta? Jak się sprzeciwi, dostanie po raz kolejny po mordzie.
No tak, ale my o takich przypadkach nie mówimy.
Mówimy o przypadkach, gdy dziecko ma urodzić się bez mózgu. Jego pierwsze i ostatnie chwile po porodzie sprowadzają się do cichego, rozrywającego serce popiskiwania. I tak umrze, dobę po porodzie, częściej kilka minut po nim. Zdarzają się cuda i dziecko żyje kilka miesięcy. Jednak i tak odejdzie. W cierpieniach i łzach rodziców, którzy muszą oglądać taką śmierć.
Lub o matce, której stan zdrowia może gwałtowanie się pogorszyć. Tylko dlatego, że urodzi dziecko. Będzie niewidoma, wiecznie na lekach, otumaniona. Kto pomoże jej wychować dziecko? Mąż zapewne będzie pracował, nie wiesz jednak, czy przypadkiem nie zarabia minimalnej krajowej i nie stać go na wynajęcie opiekunki/pielęgniarki. Dziecko dostanie miłość. Być może. Ale równie dobrze może być znienawidzone do końca życia. Bo to właśnie przez nie, matka straciła resztkę zdrowia, która pozwalałaby jej czerpać radość z macierzyństwa.
Co z kobietą, samotnie wychowującą dzieci, już dwójkę, która zostaje zgwałcona w parku? Każdy dzień to traumatyczne wspomnienie tamtego dnia. Czy ona tego chciała? Czy ona pragnęła tego dziecka?
No tak, każdy niesie swój krzyż.
Przecież ksiądz z pobliskiej parafii, przyjdzie, pobuja, utuli. Zapłaci rachunki, pomoże w codziennych pracach. Nie? To może Pan z biura poselskiego, mieszczącego się w sąsiedztwie bloku, w którym mieszka kobieta? Przez kilka godzin dziennie będzie prowadził rehabilitację, a co najważniejsze pozwoli rodzicom wykaraskać się z kłopotów finansowych.
No tak, ale teraz mamy program 500+
Z pewnością pozwoli on przetrwać rodzinie z chorym dzieckiem, które przejdzie miliony operacji, tylko po to by kilka miesięcy po urodzeniu, wydało swój ostatni oddech? Z pewnością 500+ pozwoli pozbierać się matce i ojcu po starcie dziecka, które nigdy nie zazna szczęśliwego dzieciństwa. W końcu 500+ to inwestycja w przyszłość. Bo nasze dzieci, mają nas utrzymać na starość. Ale zaraz, zaraz, dzieckiem nieuleczalnie chorym już do starości zajmą się rodzice. Bo takie dziecko nigdy nie będzie w stanie pójść do pracy.
No tak, bo kobiety rzucają się na aborcję niczym królik na marchewkę
Przecież aborcja to świetny środek antykoncepcyjny nie pozostawiający po sobie żadnego śladu. Zabieg jest przyjemny, a kobieta nie czuje żadnych emocji. Przecież wszystkie kobiety, które dowiedzą się, że ich ciąża jest zagrożona bądź też same mogą nieodwracalnie utracić zdrowie, z marszu idą do Pana Doktora i każą mu przeprowadzić aborcję (patrz historia Agaty Mróz). Bo kochają zabijać, a nie tworzyć życie. Bo decyzję podejmują w ciągu jednej chwili. Bo nie pragnęłyby znaleźć się w gronie szczęśliwych kobiet, które mogą cieszyć się macierzyństwem od pierwszego USG.
No tak, bo kobiety to nie-ludzie i nie potrafią decydować o własnym ciele
Przecież każda z nas nie jest świadoma podejmowanych decyzji. Przecież potrzebujemy konkretnego prawa, które powstrzymałoby nasze mordercze zakusy. Przecież jeśli poważnie traktuję naukę kościoła, to z pewnością korzystam z obecnego prawa aborcyjnego. A gdyby było, nie daj Bóg, rozszerzone, to lekarz witałby mnie co roku z rozpostartymi ramionami. Przecież nie czytam przykazań i nie słucham kazań. W tej kwestii, pomimo wyraźnego stanowiska kościoła, potrzebuję dodatkowego prawa. Bo tak.
Bo ludzie, tfu, kobiety, to głupie owieczki, którym trzeba stawiać na każdym kroku drogowskazy.
No tak, gdy kobieta w czasie ciąży dowie się, że jej dziecko jest chore, od razu umówi zabieg.
Bo przecież rodzice nie potrzebują się przygotować przez te kilka miesięcy do nowej sytuacji. Bo nie potrzebują dowiedzieć się o leczeniu, rehabilitacji czy lekach. Nie muszą zmienić mieszkania, domu czy pracy. Nie muszą nic ustalić, bo przecież wykonają badania prenatalne i na pewno zdecydują się usunąć ciążę. Przecież to rzeźnicy, którzy chcą uśmiercić swoje nienarodzone dziecko. Bo rodzice nie chcą przeprowadzić operacji jeszcze w łonie matki, by to dziecko po porodzie mogło cieszyć się normalnością.
Oni chcą jak najgorzej.
Ona chce jak najgorzej.
Każdemu polecam lekturę zbioru felietonów „Piekło kobiet” Tadeusza Boy’a-Żeleńskiego, za którym mogę powtórzyć słowa, że aborcja to zło, ale konieczne.