Jeśli chcesz szybko zaistnieć w świecie sztuki, sięgasz po modne, wzbudzające kontrowersje tematy takie jak: religia, seks, homoseksualizm czy gender. Zestawiasz przeciwstawne poglądy, stanowiska i już wiesz, że ktoś o Tobie napisze. Później jeszcze ktoś, aż wreszcie będą o Tobie mówić w największych mediach. Taka droga nie jest zła, lecz ważne, by była świadomym wyborem spójnym z naszą artystyczną wizją i postawą. To jest również najłatwiejsza droga, która szybciej pozwala przebić się do świadomości odbiorcy. Nieco trudniej mają artyści, którzy obierają zupełnie inny kierunek. Ich obrazy, choć pełne spokoju i dalekie od kontrowersyjności, nie od razu przykuwają uwagę oglądających. Ci artyści, muszą konsekwentnie dążyć do celu, ale jeśli mają coś do powiedzenia, to ostatecznie trafiają do świadomości odbiorców.
Tak też się stało z Laurą La Wasilewską. Artystką, która maluje piękne, choć nie zawsze dosłowne portrety. Artystką, która konsekwentnie uprawia swoje malarstwo nie oglądając się na trendy, modę, skandale. Wie, że to co robi, to robi dobrze. Promuje siebie, swoje malarstwo, ale robi to w sposób nienachalny, skupiając się na sztuce, a nie skandalach tworzonych wokół niej. Zapraszam Was więc do lektury wywiadu, który miałam przyjemność przeprowadzić z Laurą.
Żyjemy w czasach selfie. Każdy może pstryknąć sobie fotkę i wrzucić ją na facebooka. A Ty malujesz portrety. Czy jest na nie jeszcze miejsce?
Ludzie, robią sobie zdjęcie, czyli autoportret, przez co tworzą obraz siebie i tego, jak chcą być postrzegani przez innych. Powstały nawet szkoły, które uczą jak robić sobie zdjęcia. Natomiast portrety będą istnieć zawsze, dlatego że to ja, jako malarka, odbieram kogoś przez pryzmat mojej wrażliwości i uczuć. Można powiedzieć, że jestem pewnego rodzaju pośrednikiem pomiędzy tym jak ja kogoś widzę, a tym jak inni postrzegają osobę portretowaną. Nie jak ona chciałaby być postrzegana.
Co chcę rozróżnić? Jeśli ktoś robi sobie zdjęcie i tym bardziej robi je sam, to zawsze powstaje zakłamany obraz pewnego ideału, obrazu tego, jak ktoś siebie postrzega. Natomiast, jeśli ktoś z zewnątrz nas portretuje, to mamy do czynienia z obrazem bardziej dogłębnym i szczerym. Poza tym obrazy przetrwają wszystkie warunki, a nie wiemy co stanie się z nośnikami danych.
W takim razie jaki jest Twój pryzmat? Czy w portrecie uwypuklasz tylko dobre cechy portretowanego czy starasz się nie ingerować w rzeczywistość?
Wszystko tak naprawdę zależy od możliwości poznania drugiej osoby. Bywają takie przypadki, że nie mam okazji kogoś poznać. Głównym materiałem wykorzystywanym do powstania portretu jest spotkanie z drugą osobą. Rzadko korzystam tylko i wyłącznie ze zdjęć. Dla mnie ostatecznością jest poproszenie kogoś o wysłanie zdjęć własnego autorstwa. Robię to tylko wtedy, gdy nie mam możliwości spotkania się z osobą portretowaną z powodu zbyt dużej odległości. Wtedy pogłębiam obraz tej osoby poprzez rozmowę telefoniczną, korespondencję mailową, a nawet listowną. Poznaję bliżej osobę i dowiaduję się, jaka jest wewnątrz. Okazuje się, że wszystkie kroki, które podejmuję są potrzebne, gdyż 90% osób będących odbiorcami moich prac, które je w ostateczności kupują, a nawet publikują i dzielą się ze znajomymi poprzez portale społecznościowe i media, jest bardzo zadowolonych. Mówią, że odkryłam w nich coś, czego się bali. Że pokazałam ich ciekawość, pewne lęki. Z drugiej strony wszystkie portrety, które namalowałam, są pozytywne, gdyż tak też staram się odbierać ludzi.. Myślę, że każdego dnia wyglądamy nieco inaczej, przez co mam problem z zapamiętywaniem ludzi, nawet jeśli portretuję ich któryś raz z kolei.
Ludzie sami się do Ciebie zgłaszają czy starasz się sama dobierać osoby, które portretujesz spośród znajomych czy obcych spotkanych na ulicy?
Można powiedzieć, że podążam właśnie tymi dwiema drogami. Mogę wybierać spośród dwóch możliwości: mojego własnego wyboru, kiedy ktoś mnie zauroczy i ja chcę kogoś sportretować. Wtedy też to ja odzywam się do tej osoby bądź robię jej niespodziankę, gdyż ją po prostu portretuję i nie pytam się o nic. Choć chcę też powiedzieć o pewnej konsekwencji – jeśli widzę się z tą osobą, to rozmawiam z nią i pytam się o zgodę. Natomiast równolegle do moich portretów, które tworzę z własnej potrzeby, do których ktoś mnie zainspirował czy zauroczył, realizuję coraz więcej zamówień do prywatnych kolekcji.
A czy dużo masz takich zgłoszeń?
Mam dużo takich zgłoszeń, więc nie mogę narzekać. Właściwie każdego miesiąca są to trzy, cztery takie zgłoszenia, a prace trafiają do ludzi w Polsce, ale i na świecie.
Z jakich miejsc na świecie portretowałaś ludzi?
Odpowiem na to pytanie inaczej. Dzisiaj mieszkam i tworzę w Warszawie i jak sama zauważysz to miasto bardzo się zmienia. Obecnie pełni funkcji metropolii. Są ludzie przyjezdni, którzy tutaj zostają ze względu na pracę i tacy, którzy jej poszukują. Są też tacy, którzy zaczynają studia i już zostają bądź też i tacy, którzy przyjeżdżają tylko na chwilę. Jeśli się zakochali, też zostają. Jest też wielu cudzoziemców, którzy zostają tu na chwilę, a później wyjeżdżają. Albo też pojawili się na chwilę, zawitali do mojej pracowni, poprosili o realizację portretu i wyjechali z tą pracą do miejsca, w którym mieszkają. Dam taki przykład. W Warszawie mieszkała para, która pracowała w ambasadzie belgijskiej. Były to ich ostatnie dwa dni w Polsce. Wybrali się prywatnie do restauracji francuskiej, aby jako małżeństwo spędzić ze sobą przyjemnie czas. Do restauracji, w której akurat miałam mieć wystawę. Było to jeszcze przed wernisażem, w okresie, gdy moje prace swobodnie wisiały, a sama wystawa była dopiero przygotowywana.
W sumie jest to przepiękna anegdota. Podczas uroczystej kolacji, ta pani siedzi z mężem i dostaje przystawkę. Naprzeciwko siebie miała obraz tzn. obraz wisiał tuż za jej mężem. I mówi tak: „Bardzo dobre”. Patrzy na obraz: „Bardzo dobry”. Dostała drugie danie i mówi „Ja chcę mieć ten obraz. Bardzo smakuje mi jedzenie”. Przy deserze, który zresztą jej także bardzo smakował, stwierdziła ponownie „Ja chcę mieć ten obraz”. I obraz pojechał do Szanghaju.
Moje prace są na całym świecie. W sumie mogę stwierdzić, że mało jest krajów na świecie, w których nie ma moich prac. Są nie tylko w Europie, ale i Stanach Zjednoczonych, w Japonii czy właśnie Szanghaju.
Na Twoich portretach dość często pojawiają się psy.
Przez całe dzieciństwo miałam mnóstwo psów, do dwudziestu, trzydziestu kilku na własnym podwórku. Mieszkałam na wsi i mieliśmy do tego odpowiednie warunki. Mój tato prowadził dużą działalność gospodarczą. Miał warsztat, w którym naprawiał samochody amerykańskie. Mieliśmy też dużą część zaadaptowanej przestrzeni. Sprowadziliśmy się wtedy z miasta na wieś. Wiele osób uważało, że mamy pieniądze, więc podrzucali nam psy, dosłownie, na naszą posesję. Niektórzy chcieli, abyśmy na jakiś czas zaopiekowali się ich zwierzętami. Albo rodziły się szczeniaki i wszystkie psy biegały po podwórku, choć oczywiście każdy z nich był zadbany i otoczony odpowiednią opieką.
Psy zawsze mi gdzieś towarzyszyły w życiu. Natomiast ja zauważyłam dużą symbiozę w korelacji między ludźmi a zwierzętami, które są trzymane w domu. To znaczy zachowania mogą być bardzo różne, a nawet skrajne, jak choćby traktowanie zwierząt jak dziecka, którego się nie ma. Myślę, że stało się to powszechne. Przez globalizację i zanieczyszczenia wielu terenów skażonych przez różne katastrofy ekologiczne, zaczęliśmy w inny sposób patrzeć na zwierzęta. Traktujemy je jako istotny element kulturowy. Także w twórczości. Pewnie zauważyłaś nieraz, że w twórczości wielu artystów pojawiają się dzikie zwierzęta, które posiadają pewną szlachetność. Nawet pies, który jest zwierzęciem najbardziej udomowionym przez człowieka. W zwierzętach jest to, co chcemy zamaskować w sobie, czyli naturalność i dzikość. Pierwiastek tego, co jest w nas niedopowiedziane. Myślę, że właśnie dlatego w mojej twórczości pojawiają się zwierzęta, szczególnie psy.
Zwierzę znajdujące się na obrazie, sprawia, że ociepla się wizerunek portretowanej osoby. Realizowane są kampanie np. prezydentów, polityków, kiedy pokazują się ze zwierzętami. Odbieramy ich wtedy jako bardziej ludzkich. Tworząc zestawienie osoby portretowanej z konkretną rasą zwierzęcia, psa, my artyści sprawiamy, że uzupełniamy jej portret, pokazując jej charakter. W naturze mamy różne rasy psów, które mogą spełniać różne funkcje.
Od kiedy zrealizowałam rysunek Artura Cieślara z jego psem chartem i który pojawił się w książce „Kobieta metamuzyczna”, pokochałam szczególnie tę rasę. Kiedyś wydawało mi się, że jest ona trudna do zaakceptowania. Charty są dostojne i eleganckie, przez co zaburzają mój wizerunek psa zahartowanego w naturze. Niby taki bardzo zadbany, lalusiowaty, bardzo bogaty. A ostatecznie okazał się przesympatyczną rasą.
Dobierasz osobę do rasy psa?
Łapię się na tym, że coś w tym jest. Swego czasu, byłam na pierwszym w Polsce kursie Animal Studies, prowadzonym przez Uniwersytet Warszawski. Było to studium nad zwierzętami. Tytuł wykładów, sponsorowanych przez austriacką firmę, brzmiał „Zwierzęta, gender i płeć”, przez co wzbudzał wiele kontrowersji. W czasie kursu były poruszane różne tematy. Podczas wykładów dochodziło do pewnych skrajnych analiz, ale był tam też poruszany temat, o którym wspominasz: czy ludzie dobierają sobie zwierzęta do cech swojej osobowości? Czy mężczyźnie mały pies odbiera męskość, czy będzie postrzegany jako homoseksualista, czy ten pies stanowi równowagę? Myślę, że wszystko to jest sprawą indywidualną, ale lubimy wpadać w takie stereotypy. Niektóre z osób portretowanych śmiały się i zastanawiały, z jakimi psami pojawią się na obrazie. I powiem szczerze, że długo się zastanawiałam nad tym, jaką rasę wybrać do konkretnej osoby.
Jedno to jest tworzyć przeciwwagę np. do dziewczyny w rudych włosach, szczupłej damy dobrać malutkiego psa. W ten sposób sprawimy, że będzie postrzegana jako opiekuńcza. A co innego jest poznać cechy osobowości tej osoby i sprawić, że uwypuklimy jej cechy charakteru.
Gdzie na świecie miałaś już wystawy?
Do tej pory miałam okazję prezentować prace na wystawach zbiorowych w Portugalii. Po raz trzeci prezentowałam obrazy na wystawie zbiorowej w Lizbonie na zaproszenie znaczącej artystki, kurator sztuki Marioli Landowskiej, która jest Polką, ale już na dobre wpisała się w pejzaż kulturalny Portugalii. Wystawa prezentowała artystów przede wszystkim z Europy różnej narodowości, ale i artystów spoza kontynentu. Obrazy pokazywałam również w Berlinie czy Dreźnie.
Stworzyłaś serię autoportretów, które zresztą wpisują się w trend selfie. Ile ich namalowałaś?
Muszę pewną rzecz sprostować. Autoportrety nie są tylko dzisiejszą modą. Czasami artysta nie ma modeli albo dojrzeje do tego, aby sportretować siebie. Autoportret rozwijał się i funkcjonował już od czasów renesansu, dzięki czemu mamy wiele znaczących przykładów autoportretu. Niektórzy artyści portretowali się z wielką lubością. Ja mam do siebie bardzo duży dystans, ale nadszedł taki czas, że zrodziła się we mnie pewna dojrzałość, pełna akceptacja siebie. Jak na pierwsze autoportrety, obrazy są bardzo śmiałe, jako że dużą ich część stanowią akty lub półakty. Przyznam się, że początkowo wstydziłam się, ale nie dlatego że były to akty, ale chyba właśnie dlatego, że miałam odwagę po raz pierwszy zaprezentować się w taki sposób. Okazuje się, że dzięki mojej nagości ludzie mogli poczuć się całkowicie szczerzy. To znaczy, ja jestem szczera wobec nich, odsłaniam prawdę o sobie, a oni czują, że ta prawda obecna w moich autoportretach jest takim wspólnym mianownikiem, aby zbliżyć się do siebie.
Jeśli mówisz o czasach współczesnych w kontekście robienia zdjęć, to wszyscy którzy odwiedzili moją wystawę, łącznie z wernisażem, robili sobie zdjęcia ze mną i moim nagim autoportretem. Chcę podkreślić, że te obrazy, ta nagość i moje ciało są niedopowiedziane. Co zresztą jest dla mnie bardzo ważne w twórczości. Aby nie skupiać się na kontrowersyjności, czyli pokazywaniu wszystkiego, tylko na niedopowiadaniu.
Gdy aktor wychodzi na scenę, pokazuje tylko jedną ze swoich twarzy. I jako że jestem artystką, nie trzeba wierzyć całkowicie w przedstawioną kreację. Chociaż jeśli się ze mną rozmawia i patrzy się na konsekwencję w mojej twórczości, to można zauważyć, że pojawia się w niej mało rzeczy zakłamanych, a dominuje prawda.
Nie bałaś się reakcji osób będących na wernisażu czy w osób oglądających Twoje autoportrety?
Nie bałam się, gdyż w sztuce posługuję się prawdą. I nawet jeśli pojawiłyby się słowa krytyki, na które być może nie byłabym przygotowana, to nie bałabym się ich. Wiem, czym się posługiwałam i co dla mnie było istotne przy realizacji tych portretów. Wystawa miała szeroki kontekst, jako że pojawiły się portrety także innych osób. Jeśli jednak chodzi o akty i autoportrety były one bardzo szczere.
A jak autoportrety odebrali Twoi znajomi? Widzieli w nich Ciebie?
Nikt jeszcze nie zadawał mi takiego pytania. Dziękuję. Powiem tak. Zostały bardzo pozytywnie odebrane. W ogóle ludzie odbierają mnie jako osobę szczerą w życiu oraz osobę szczerą w twórczości i być może stąd taka reakcja. Twoje poprzednie pytania nakreślały mnie jako osobę sukcesu, która miała tak dużo wystaw, projektów i realizacji na świecie. Ja natomiast odnoszę wrażenie, że wszystko co dobre jest dopiero przede mną. Dużo dobrego już się wydarzyło, ale czuję niedosyt i dystans. Myślę, że ta szczerość sprawia, że autoportrety zostały odebrane bez większego, negatywnego zaskoczenia. W tych pracach jest bardzo dużo spokoju. Pomimo że przedstawiam siebie w półaktach, one nie emanują kontrowersyjnym obrazem. Dlatego też jest w nich dużo ciszy, wręcz metafizyki. Poniekąd każdy może się w nich odnaleźć. Każdy może wejść w taką skórę bez żadnego odzienia, być bardzo naturalnym. Chciałam pokazać, że każdy może odsłonić prawdę o sobie, pokazać się bez pewnego makijażu. Pokazać swój autoportret w taki sposób, jaki zostaliśmy stworzeni.
Gdy napisałaś do mnie po raz pierwszy, wysłałaś mi i przedstawiłaś swój cykl o Lucjanie Freudzie. Pewnie słyszałaś już nie raz to pytanie, ale dlaczego zdecydowałaś się właśnie na tego malarza?
Ze względu na fascynację jego twórczością i niemożliwości jego poznania. Artysta nie żyje od czterech lat. Trzy lata temu moje koleżanki jechały na wystawę retrospektywną do Londynu, a ja z różnych przyczyn nie mogłam się tam wybrać. Stwierdziłam więc, że poznam Freuda na swój własny sposób. Poszukiwałam unikatowych zdjęć Freuda, który zresztą malował dość często autoportrety. Myślę, że mamy wiele wspólnych mianowników. On portretował ludzi i przedstawiał ich w sposób wręcz naturalistyczny. Poza tym tworzyła się pewna intymność pomiędzy nim a jego modelami np. Kate Moss i on, gdy leżą razem w łóżku. Nie możemy od razu negatywnie oceniać, jego czy jej, odpowiadać na pytanie czy byli ze sobą związani w sposób prywatny czy erotyczny. Mogłaby to być tylko szczera przyjaźń dwojga ludzi. Ona mogła być dla niego wielką inspiracją, jego muzą. Ludzie, którzy nie znają artystów, bardzo często narzucają pewną, stereotypową narrację. A ja myślę, że każdy ma swoje sumienie, by sam w ostateczności płacił za swoje grzechy i nie nam jest kogoś poddawać pod osąd.
Jeśli chodzi o Freuda, był on kontrowersyjny i wzbudzał wiele emocji. Sam podsycał swoją popularność, swoje bogactwo i swoją niezależność jako artysta. Jeden z przykładów. Freud sportretował angielską królową Elżbietę II. Ona właściwie zrobiła dla niego wyjątek. Freud jednak sprowadził jej osobę nie do postaci monarchy lecz zwyczajnej osoby, zwykłej kobiety. Dlatego że ona poddała się jemu i jego sztuce. Jemu jako artyście, który miał nad nią władzę. Królowa musiała pozować mu przez trzy miesiące. W ten sposób powstał obraz, na którym Elżbieta nie została wcale przedstawiona jako najpiękniejsza kobieta. On przedstawił ją tak, jak ją czuł.
Wielu osobom nie spodobał się taki portret…
Tak, zgadza się. Wielu osobom nie przypadł do gustu. Mnie natomiast podoba się jego szczerość w portretach. I to jest jakiś kolejny, wspólny mianownik. Więc jeśli ja nie mogłam nigdy go poznać, to z kolei ja go sportretowałam. Taki zabieg odwrotny.
Do tej pory powstało 8 obrazów.
Powstało 8 obrazów i myślę, że powstaną kolejne. Cieszę się, że poruszasz ten temat, dlatego że mam nadzieję, iż jednocześnie w magazynie polsko-brytyjskim ukaże się informacja na temat Freuda. Taki zalążek twojego pytania dotyczącego fascynacji malarzem. Zobaczymy, co będzie dalej, natomiast chciałabym, aby moje obrazy Freuda znalazły się w znaczących kolekcjach, państwowych bądź prywatnych z Wielkiej Brytanii.
Nie znudziło Ci się malowanie jednego artysty?
Nie, nie. Mam kilka osób, które chciałabym sportretować w większej ilości. I jak już powiedziałam, jestem konsekwentna. Ta sama osoba każdego dnia wygląda inaczej, więc nie jest nudno.
Ciebie i Freuda łączy dużo. Natomiast Freud dążył do pewnej kontrowersji. Malował ludzi w sposób naturalistyczny, uwypuklał ich brzydotę. Twoje portrety są natomiast bardzo spokojne. Nie myślałaś, by może iść w podobnym kierunku co Freud i wzbudzać sensację?
Do tego trzeba mieć pewną osobowość i takie predyspozycje, żeby chcieć wzbudzać kontrowersje. Nie tylko poprzez swoją twórczość. Ja nie mam takiej potrzeby. Jeśli ktoś jest z pozoru spokojny, to nie znaczy, że nie ma dużej siły przebicia. Docieram do ludzi w inny sposób, ale osiągam podobny efekt, jaki inni osiągają wykorzystując różne środki, aby wzbudzić kontrowersje. Tyle, że kontrowersja bardzo szybko się wypala. Wtedy dochodzi do tego, że pamiętamy tę osobę tylko dlatego, że zrobiła coś spektakularnego, coś kontrowersyjnego, a zapominamy o jej pozostałej twórczości.
W twojej twórczości znajdują się nie tylko portrety. Są także obrazy, w których bawisz się plamą, wyraźnymi pociągnięciami pędzla. Który rodzaj prac jest ci bliższy? Która technika?
Kiedy popatrzysz z boku, odbierasz to przez pryzmat tego co jest najbliższe i tego, że znasz moją twórczość od tego co jest dziś. Aktualnie najwięcej maluję portretów, więc dla ciebie może to być zaskoczeniem, podobnie jak dla odbiorcy, który nie śledzi mojej twórczości od wielu lat. Pejzaż traktuję jako abstrakcję, jako barwne plamy, gdzie posługuję się zupełnie inną techniką, czyli farbą olejną na płótnie, która wręcz skłania do takiego ekspresyjnego malowania. Malarstwo olejne daje najwięcej możliwości. Mam na myśli samą fakturę, której nie da się osiągnąć za pomocą farb akrylowych.
Wracając jednak do twojego pytania, zaczynałam od malarstwa olejnego. Zaczynałam od inspiracji, kopiowania, od kształcenia warsztatu, równocześnie uczęszczając do liceum plastycznego i chodząc na prywatne zajęcia do wybitnego malarza pana Zdzisława Zaborowskiego, z którym realizowaliśmy kopie obrazów XIX i XX-wiecznych artystów. Przez wiele lat, jeszcze przed okresem studiów, malowałam w technice olejnej. Kiedy odkryłam technikę akrylową, zarzuciłam malarstwo olejne. Myślę, że w przyszłości powrócę do niego, dzięki czemu powstaną obrazy w formie wielkich abstrakcji opartych na kontemplacji natury, która jest mi nadal bliska, mimo że żyję od 10 lat w mieście. Może powstanie cykl zaskakujących, ogromnych prac, co zresztą mi się marzy. I nie będą to portrety, tylko pejzaże.
Jesteś malarką i kuratorką. Czy łatwo Ci jest wejść w kuratorkę, gdy jesteś malarką, ale przy tym organizujesz wystawę czy wręcz przeciwnie – ułatwia Ci to jej przygotowanie. I czy organizujesz tylko wystawy ze swoimi obrazami czy też innych artystów?
Na dzień dzisiejszy postawiłam na pewne priorytety w swoim życiu: najważniejsza jestem ja. Zaakceptowałam siebie, pokochałam siebie, więc mogę pokochać i akceptować innych. I jeśli ja od siebie wymagam, to nieustannie wymagam od innych. Myślę, że takie połączenie jest lepsze tzn. kiedy samemu jest się artystą a wchodzi się w rolę kuratora sztuki. Kiedy ja sama tworzę, to wiem jakie są oczekiwania artysty. Kiedy daję możliwość wystawienia prac w restauracji francuskiej w Warszawie, to zwracam uwagę na to, co ja będąc na ich miejscu, z ich puntu widzenia, chciałabym mieć. Może nieskromnie powiem, ale robię to bardzo dobrze i w sposób, jaki nawet mało galerii daje początkującym artystom. Często w czasie współpracy pojawia się bardzo dużo obietnic, natomiast profesjonalizm polega na tym, aby oprócz pokazania wystawy, artyści mieli możliwość zadebiutowania bądź podjęcia współpracy z różnymi magazynami i portalami. Aby mieli możliwość promocji, nie tylko wokół wystawy, ale związanej także z ich przyszłością.
I chociaż wystawy organizuję w restauracji, adaptujemy tę przestrzeń na galerię sztuki. Na razie jestem tam gościnnie kuratorem wystaw. Organizując artystom wystawę, myślimy też o ich artystycznej przyszłości. Że nasze miejsce jest dla nich jakimś startem albo pewnym etapem, gdyż zgłaszają się do mnie także artyści z dużym doświadczeniem, którym brakuje profesjonalnego podejścia w kwestii promocji.
Dziękuję za rozmowę.
Ja również.
Laura La Wasilewska – ur. 1986, artystka i kuratorka sztuki. Absolwentka Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie. W 2010 roku ukończyła z wyróżnieniem Wydział Malarstwa w pracowni prof. Antoniego Fałata, aneks z rysunku u prof. Barbary Szubińskiej. Jej prace zostały pokazane na kilkudziesięciu zbiorowych i indywidualnych wystawach w Polsce i zagranicą.