Mentalista

Red Johnie, co dalej? Czyli szósty sezon Mentalisty

  30 marca, 2014

Mentalista to serial, który nigdy nie próbował udawać ambitnej produkcji. Ot, zwykły policyjny procedural, który nie wybijał się ponad przeciętność, ale też nigdy nie nudził. Z pozoru – gdyż w przeciwieństwie do innych seriali tego typu, które dość szybko ginęły w mojej czasoserialoprzestrzeni, ten pozostał i ciągnie się za mną po dziś dzień. Czym twórcy postanowili zatrzymać widza, a tym samym mnie, wierną i zawsze gotową do oglądania?


5

Mentalista zaczynał się niepozornie. Z jednej strony podglądamy pracę w fikcyjnym biurze śledczym, w którym pracuje nietypowy konsultant. Nietypowy, gdyż tak naprawdę Patrick Jane nie pracuje tam bezinteresownie. Nie czuje presji chwytania kolejnych zbrodniarzy ani też nie chce walczyć z całym złem tego świata. Nie marzył od dziecka, by chwytać tych złych. Nie miał ojca policjanta ani nie przeżył w dzieciństwie traumy. Jednak to dzieciństwo przyczyniło się do tragedii, która wydarzyła się w jego dorosłym życiu… A raczej sztuczki, które praktykował razem z ojcem. Bowiem Patrick Jane do perfekcji opanował sztukę czytania ludzi. W pierwszym momencie można go skojarzyć z głównymi bohaterami serialu Lie to me. I tu, i tam dowody nie miały takiej siły przebicia jak zwykła obserwacja człowieka. W Lie to me czytanie ludzkich zachowań miało podłoże naukowe, w Mentaliście przybrało bardziej naturalną formę. Patrick Jane, potrafiąc czytać ludzi, w młodości wielokrotnie wykorzystywał swój „dar” do naciągania zdesperowanych i naiwnych, którzy oczekiwali duchowego wsparcia. Udawał medium, udawał człowieka, który potrafi kontaktować się ze zmarłymi, czerpiąc z tego niemałe korzyści. Jednak cała maskarada, którą kreował i w której uczestniczył, obrała niespodziewany kierunek, doprowadzając go na skraj rozpaczy…

Czerwienią naznaczony

I tu wkracza seryjny morderca – Red John. Przebiegły, nieuchwytny, zawsze przed policją i przed Patrickiem. Obaj toczą pojedynek. I to właśnie ten pojedynek sprawił, że serial oglądałam z wypiekami na twarzy. Owszem, z umiarkowanym zainteresowaniem śledziłam kolejne sprawy, które rozwiązywała zgrana ekipa agentów CBI. Z zaciekawieniem obserwowałam sztuczki, które wykorzystywał Patrick jak i łamał wszelkie polecenia przełożonych. Jego uroczą i rozbrajającą bezczelność. Jednak to właśnie Red John sprawiał, że kolejny odcinek mógł stać się ekscytującym zakończeniem ich pojedynku. Twórcy wielokrotnie grali na nosie widzom, przeciągając odkrycie tożsamości mordercy. Patrick i Red John toczą walkę na poziomie intelektualnym, ale i z czasem. Kto kogo odkryje pierwszy? Czy Red John zdąży jeszcze kogoś zabić? Kto jest uwikłany w całą tę historię? Dlaczego giną wysoko postawieni ludzie? Spisek okaże się…. No właśnie – nie zdradzę, gdyż nie chcę odbierać zabawy wszystkim tym, którzy dopiero zaczną swoją przygodę z Mentalistą lub już zaczęli, ale nie doszli do kulminacyjnego punktu. A ten nadejdzie dopiero… w szóstym sezonie.

Uroczy facet

O sukcesie Mentalisty zaważyło kilka elementów. Wspomniana wcześniej fabuła, która pomimo formuły proceduralu, przybrała bardziej wciągającą formę. Ale i też sama postać Patricka Jane’a. Nie jest to powiem postać, która podporządkowuje się zasadom. Przytaczając jego opis – człowieka, który łamie wszelkie reguły – można od razu przywołać postać House’a. Jednak w przeciwieństwie do oschłego, ironicznego lekarza, Jane jest rozbrajająco uroczy. Jest jednocześnie oddanym przyjacielem i przystojnym mężczyzną. Nawet nieogolony i we wczorajszej koszuli wygląda na faceta, z którym można umówić się na randkę. A mimo to nie daje się ujarzmić w żaden schemat. Nie łamie kobiecych serc, nie jest też zły. Jest po prostu przepełniony goryczą, złością oraz… tęsknotą za utraconą rodziną. Jane podbija nasze serca, nie dlatego, że jest antybohaterem, ale dlatego, że wbrew pozorom jest szczery i „swojski”. Nie jest zły, ale też nie jest do przesady cukierkowaty. Daleko mu do ideału, co tylko przysparza jemu i ekipie, z którą pracuje, kolejnych kłopotów.

Red Johnie, co dalej?

Jednak dzisiejszy wpis nie będzie recenzją serialu. Ani też jakąkolwiek opinią. Postanowiłam napisać kilka słów, gdyż twórcy postanowili wykorzystać bardzo nietypowy zabieg. Pogoń za Red Johnem zakończyła się nawet nie w połowie sezonu. Ot, kilka odcinków nowego sezonu, niesamowite napięcie, kolejne odcinki, których nie mogłam się doczekać. Przy okazji widz miał czas, by zastanowić się, który z mężczyzn znajdujących się na ostatecznej liście Jane’a, jest prawdziwym zabójcą. Rozwiązanie było, może nawet lekkie zaskoczenie. I podobnie, jak stało się w przypadku Dextera, tak i tu ostateczne rozwiązanie wątku z Red Johnem wzbudziło wiele emocji. Jedni stwierdzili, że nie trzymało się kupy, inni twierdzą, że było to całkiem nieźle rozegrane. Ja osobiście jestem gdzieś pośrodku. Po tylu sezonach i odcinkach, zwodzeniu, trzymaniu w napięciu, gier, porażek, obsesji, oczekiwałam wielkiego boom. Boom nie było, odcinek po prostu minął.

Z drugiej strony, po przeczytaniu wywiadu z jednym z twórców serialu (bodajże z Hellerem, ale ręki odciąć sobie nie dam), dochodzę do wniosku, że żadnego boom nie miało być. Mentalista od samego początku był proceduralem, co oznaczało brak jednej fabuły ciągnącej się przez cały sezon (jak np. w Dexterze). Jeden odcinek to jedna, czasem dwie powiązane sprawy. Formuła sprawdzona na wielu innych produkcjach. Przemycenie wątku Red Johna nie dość, że wyróżniło serial na tle innych, to dodatkowo dodało brakującego napięcia, które towarzyszy nam w przypadku tytułów, przy których angażujemy się w prowadzoną akcję czy przeżywamy rozterki bohaterów. Dzięki temu zabiegowi, z pozoru zwyczajny serial, potrafił zostawić widza w poczuciu, że musi obejrzeć kolejny odcinek. W takim przypadku trudno oczekiwać, że Mentalista zakończy wątek Red Johna w spektakularny sposób. Postanowiono poprowadzić go naturalnie, bez efektu wow.

Czy takie rozwiązanie ma swoje plusy? Tak, jeśli zdamy sobie sprawę, że twórcy ciągną dalej historię z Patrickiem Jane’em na czele. Wielkie boom czy efekt wow sprawiłoby, że kolejne odcinki nie stałyby się strawne, a pewnie część widzów porzuciłaby serial czym prędzej. Bo po co śledzić perypetie Jane’a, skoro zabraknie emocji takich jak w finale? Red John był tylko dodatkiem, a koło musi kręcić się dalej. A przynajmniej ja tak tłumaczę sobie decyzję scenarzystów, reżysera i producentów.

Sam Mentalista podąża dla mnie jeszcze nie znaną ścieżką. Jestem ciekawa jaki element zaskoczenia wprowadzą twórcy, by przyciągać widzów i po raz kolejny budować napięcie. Z jednej strony pojawił się na horyzoncie kolejny szaleniec, lecz sprawa zakończyła się dość szybko – potrwała raptem kilka odcinków. Być może będzie to nowy schemat działania, a być może zapowiedź jednoodcinkowych spraw, bez wątków dodatkowych? Jedno jest pewne – jeśli zostanie obrana droga typowych procedurali, twórcy muszą poszukać czegoś jeszcze, w innym przypadku ponadprzeciętne umiejętności Jane’a mogą okazać się niewystarczające, by nadal utrzymywać się na fali.

A być może jest to ostatni sezon – jakie w takim razie będzie zakończenie, skoro jedno z najlepiej pasujących (Red John) zostało wykorzystano?

[mc4wp_form id="3412"]