Feminizm to temat bardzo gorący, doprowadzający do wrzenia rozmówców stojących po obu stronach barykady. Kobiety walczą o swój lepszy byt, mężczyźni muszą pogodzić się z ich przemijającą rolę dominanta. Próbę przedstawienia negatywnego wpływu zjawiska, jakie możemy zaobserwować, szczególnie w zachodnich krajach, podjął rosyjski dziennikarz Aleksander Nikonow. W zbiorze esejów „Koniec feminizmu” przedstawił nie tylko bohaterki-feministki, ale również sposób ich działania, ich wpływ na społeczeństwo, a także… sytuację w Stanach Zjednoczonych. Mieszając wszystkie składniki i dodając bardzo dużo ostrego języka, na rynku ukazała się niezwykle paląca pozycja, nie pozostawiająca nikogo obojętnego.
Od zrozumienia po nienawiść
Czytając książkę (piszę z perspektywy kobiety, nieobiektywnej, wychowanej w duchu samorealizacji i nieuległości) przechodzi się przez trzy fazy. Pierwsza faza, która trwa dokładnie 93 strony to mieszanka pozytywnego nastawienia do autora, przytakiwania i przyznawania mu racji, a jednocześnie lekkiego braku zrozumienia. Skąd taka sprzeczność? W pierwszej części książki Nikonow wziął pod lupę amerykański system oświaty, a także polityczną poprawność, która w teoretycznie wolnym kraju, doprowadza do absurdalnych sytuacji. Czytelnik z jednej strony zafascynowany lekkim piórem dziennikarza wchłania poszczególne akapity i naśmiewa się z coraz to bardziej niepokojących zjawisk, które miejmy nadzieję na kontynencie europejskim nie dojrzeją do takiego stopnia (choć w niektórych przypadkach można mieć wrażenie, że proces już się zaczął i podążamy drogą otumaniającą społeczeństwo). Nikonow przytacza przykłady ogłupiania amerykańskiej młodzieży, obniżania poziomów egzaminów wstępnych na studia, a także przejawów poprawności politycznej w stosunku do kobiet oraz osób należących do innych ras niż biała. W ten sposób tworzy się nam przed oczami obraz bezbronnej Ameryki uwikłanej i uwięzionej przez własne prawo. Intensywne wprowadzenie mijające się początkowo z feminizmem, ma swoje uzasadnienie dla dalszych rozważań autora.
Druga faza jest bardziej drapieżna. Autor w końcu wkracza na właściwy tor i zaczyna opisywać feminizm. Przytacza wiele ciekawych, ale i skrajnych przykładów kobiecego ruchu. Do zaprezentowania swojego stanowiska wybiera jedynie przykłady ilustrujące zagrożenie płynące z feminizmu, a także radykalnego rozumowania jego przedstawicielek. Robi to sprytnie i w sposób przemyślany, dając do zrozumienia czytelnikowi, że on może i nie ma nic do kobiet i ich walki o prawa, ale gani sposób w jaki to robią i w jaki sposób osiągają swoje cele. W tej części wyraża również swoje obawy nie tylko dotyczące przyszłości całego społeczeństwa, ale przede wszystkim samych mężczyzn. Czyta się nadal z zainteresowaniem, gdyż Nikonow umie przykuć uwagę i subiektywnymi przykładami dowieść swojej racji. Jednak w tej części, dochodzą do głosu również silne emocje targające rosyjskim dziennikarzem, wzburzenie i agresja. Coraz mniej się pilnuje, zarzucając feministkom zło całego świata i że wraz z ich zwycięstwem upadnie cywilizacja, którą tak skrupulatnie budowali mężczyźni. W tej fazie widać sprzeczności, jakimi poddaje się Nikonow – z jednej strony zarzuca feministkom agresywną grę, lecz sam stosuje te same zasady.
Trzecia faza, obejmująca ostatnie eseje/rozdzialiki, wywołuje u czytelnika jedynie negatywne emocje. Autor nie przebiera w słowach, wyładowuje swoje żale i pretensje, oskarżając feministki o wszystko, a jednocześnie obrażając kobiety niemal na każdym polu ich działalności sprowadzając je rolę do sprzątaczki i kucharki. A i jeszcze matki. Tutaj już nie powstrzymuje go nic, by dać upust emocjom, choć nadal cytuje ciekawe wyniki badań stojące w sprzeczności z oficjalnymi statystykami.
Wojna płci
Po przewróceniu ostatniej strony, Nikonow pozostawia czytelnika z jednym pytaniem: „Co to do cholery jest?”. Bo do kogo jest kierowana książka? Do mniej radykalnych feministek, by się opamiętały? Do nieukształtowanych umysłów, by nie wchłonęły nowej filozofii? Do kur domowych, by nie brały udziału w wojnie płci i nie wzięły ze sobą wideł i kos? Czy jest to apel do mężczyzn, by znów chwycili za stery i nie dali się kierować babom? Tego typu literatura ma czemuś służyć, być do kogoś kierowana, a „Koniec feminizmu” to pozycja, która nie robi ani jednego, ani drugiego. Jedyne co może zrobić, to namówić kilku mężczyzn, by kobietom ukrócić wolność w domu. Nie wywoła rewolucji, nie zmieni sposobu myślenia. A przede wszystkim nie trafi do kobiet, które po przeczytaniu książki mogłyby rzeczywiście powiedzieć: no tak, z tym równouprawnieniem coś jest nie tak; feministki przesadzają, coś trzeba z tym zrobić. Książka wzburzy, wywoła emocje, ale niestety nie te pożądane. Za dużo w niej agresji i ataku, który tak Nikonow potępia u radykalnych feministek.
Książka Nikonowa jest potrzebna, ale po obdarciu z zjadliwości i złości na kobiecy ród. W momentach, kiedy przytacza przykłady, wyniki przeprowadzonych badań czy relacje znajomych potwierdzających jego teorie jest przekonujący, a przede wszystkim dobrze trafiający w punkt. Gdy przechodzi do subiektywnej oceny, jego wiarygodność spada, by na koniec nie mieć do Nikonowa w ogóle zaufania.
Jednostronne stanowisko
Problemem książki, oprócz agresywnego tonu, jest także jednostronne przedstawienie zagadnienia feminizmu. Widać, że autor starannie dobrał przykłady prezentującego tylko jego punkt widzenia. Feminizm jest zły, więc wybiera takie przedstawicielki ruchu, które swego czasu popularne, niestety nie zapisały się na kartach historii zbyt mądrymi stwierdzeniami i poglądami. Bo jeśli nawet radykalne feministki nawołują do wyniszczenia rodu męskiego, nie oznacza to, że większość z nich tak uważa. Dziennikarz nie przytacza pozytywnych przykładów działalności feministek – przecież zaburzyłoby to światopogląd czytelnika! Przecież nie warto zamęczać przeciętnego człowieka zbyt dużą ilością danych, a nuż jeszcze nie da się przekonać. I właśnie przez sposób narracji, prowadzenia wywodu i prezentowania przykładów, stopień wiarygodności Nikonowa obniża się jeszcze bardziej.
Mogłoby być dobrze. Byłoby świetnie. Jest niestety przeciętnie. Zbyt agresywnie. Zbyt jednostronnie. A słowem podsumowania warto przytoczyć słowa Virgini Woolf z eseju „Własny pokój”:
Jeśli bowiem autor przedstawia swoje tezy w sposób obiektywny i beznamiętny, skupiając się na samym wywodzie wtedy i czytelnik myśli wyłącznie o nim. Gdyby więc profesor pisał o kobietach obiektywnie i bez zacietrzewienia, powołując się na niezbite dowody i nie dając powodu do podejrzeń, iż zależy mu na udowodnieniu tej, a nie innej tezy – wówczas czytelnik nie poczułby się dotknięty (…). Ale skoro wzbudził we mnie gniew, to widocznie sam był rozgniewany.”
Tytuł: Koniec feminizmu. Czym kobieta różni się od człowieka?
Autor: Aleksander Nikonow
Ilość stron: 356
Wydawnictwo: Wydawnictwo Trio
Ocena: 5/10
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję portalowi sztukater.pl
Jeśli chcesz przeczytać o książce, która również porusza problem kobiet i jej praw, kliknij w obrazek:
Polecam również w ramach akcji Czytaj to, co dobre na zajrzenie na stronę katedry, gdzie znajdziecie tekst pt. „Legenda Stalkera”