Jak to ładnie się mówi – święta, święta i po świętach 🙂 Minęło jak z bicza strzelił, a wolny czas niebłagalnie dobiega do końca. A pomimo wielkiego świątecznego zamieszania, nie udało mi się przeczytać ani jednej książki, za to obejrzałam aż jeden film (i trochę „Kevina…”, ale to się nie liczy) – „Zła kobieta” – zeszłoroczna letnia i lekka komedia. Po trochu romantyczna, po trochu obyczajowa. Wbrew moim przeczuciom, film okazał się wyjątkowo… niezły. I o dziwo, nawet Timberlake przypadł mi do gustu.
Być może „Zła kobieta” nie pretenduje do miana najlepszego, czy może mądrego i z przesłaniem, filmu, ale ja z przyjemnością obejrzałam go do końca. Reżyser Jake Kasdan wziął na warsztat historię zdegenerowanej, złej do cna, nauczycielki Elizabeth (w którą wcieliła się Cameron Diaz), która poza swoim nosem nie widzi nic i nikogo. Jak została nauczycielką, tego możemy się jedynie domyślać, choć w sumie włos dęba może stanąć, gdy widzi się jej podejście do „kochanych dzieciaczków”. Jej marzeniem nie jest wcale wtłoczenie wiedzy uczniom, ale wyjście za mąż za bogatego faceta, który pozwoli porzucić jej nieszczęsną profesję. Marzenie niezbyt ambitne, ale jeszcze gorzej dzieje się, gdy jej ówczesny narzeczony za namową swej kochanej mamy, postanawia porzucić biedną Elizabeth, która zostaje zmuszona powrócić do szkoły. I tu wkracza do akcji wspomniany Justin Timberlake, który w teorii jest nauczycielem z powołania, a ponadto nie narzeka na niedobór finansów. W ten sposób rozpoczyna się rywalizacja o względy przystojnego nauczyciela z kasą, zbieranie funduszy na powiększenie biustu i oczywiście… Na sam koniec napotykamy się na dość oczywiste zakończenie, ale w sumie niczego więcej spodziewać się nie można. Morał musiał być, bo jakże by inaczej. W końcu dobro w amerykańskich filmach zawsze zwycięża! 😉
Takie bohaterki jak Elizabeth pociągają swoim zepsuciem, głupotą, przekraczaniem norm moralnych, wyluzowaniem i paleniem marihuany. Nie dba o nikogo, a do celu idzie po trupach. I choć blond włosy ozdabiają jej twarzyczkę, pomysłów na realizację „marzeń” jej nie brakuje. Śmiesznych scen nie brakuje, ciętych dialogów również, jak i niepoprawnie politycznie humoru, ale ostatecznie film nie wybija się ponad przeciętność. Miło popatrzeć na Cameron Diaz, która wypadła bardzo naturalnie w roli blondynki-seksownej-nauczycielki, której ambicją jest zostanie żoną bogatego faceta. Miło było popatrzeć na Jasona Segela, który zagrał nauczyciela w-fu, a który w końcu znalazł się poza planem „How I met…”. Justin Timberlake to chyba dla mnie największe zaskoczenie filmu. Przerysowany, a jednocześnie niesztuczny (co zdarza mu się bardzo rzadko). Pozostali aktorzy dość stereotypowi, ale na całe szczęście nie nudzą.
Polecam dla relaksu. I dla roli Cameron Diaz. Mądrości życiowych tu nie za wiele, ale na całe szczęście z głupoty bohaterów można się pośmiać (może to z powodu świątecznej aury, a może dlatego, że komedii ostatnio oglądam coraz mniej) Nie ma szału, jest przeciętnie, ale da się obejrzeć i pośmiać. Z pewnością reżyser nie chciał zrobić kolejnej grzecznej komedyjki, na której nie wiadomo czy śmiać czy płakać. Jeszcze więcej pracy i powstałby film bardzo dobry.
Tytuł: Zła kobieta
Rok premiery: 2011
Gatunek: komedia
Moja ocena: 6/10