Muzyka, taniec, śpiew. Wibracje, które wprawiają ciało w drganie. Dźwięki, które rozpalają umysły i serca, otwierają duszę i narażają nas na emocje. Muzyka, taniec, śpiew – podszyte erotyzmem, nierzadko jawnym i prowokującym; pozwalają wyrażać siebie i rozbudzać pragnienia innych. Bez skrupułów wykorzystywała to Matylda Krzesińska, bohaterka książki „Prawdziwe wspomnienia Mali K” jak i rosyjska baletnica tańcząca dla carów i wielkich książąt.
Portret sporządziła niejaka Adrienne Sharp, która otwarcie przyznaje się, że wymieszała prawdę z fikcją, by historia porywała, a jednocześnie przesiąkła dramatyzmem i wielkimi emocjami. Bo życie Krzesińskiej dalekie było od zwyczajności. Powieść czyta się z wypiekami na twarzy. Z uwagą śledzimy losy utalentowanej Matyldy, która wbrew całemu światu, wbrew zakazom, dobrym obyczajom czy woli rodziny, dążyła do obranego wcześniej celu. A ambicje miała nie małe…
Mala, czyli Matylda – tak pieszczotliwie nazywał ją Niki, czyli Mikołaj II (car Rosji, a wcześniej carewicz). To on rozpalił w niej uczucia i rozbudził pragnienia oraz ambicje. To on sprawił, że Matylda nigdy nie celowała nisko. Choć Niki i Mala prowadzili romans bardzo nietypowy, nie tak przesiąknięty namiętnością i miłością, jaką można by oczekiwać, Matylda nie zrażała się. Nawet, gdy Mikołaj miał poślubić księżniczkę Alicję Heską, jak szalona panienka próbowała namieszać i osiągnąć swój cel.
Od chwili, gdy zaczęła romansować z carewiczem, nie zadowalała się byle czym. Dostawała drogie prezenty, wspinała się po drabinie kariery, by ostatecznie otrzymać jeden z najważniejszych tytułów w świecie baletu – Primaballerina Assoluta. Stawiało ją to wysoko ponad przeciętność i dawało ogromne możliwości. Mimo to nawiązała romans, najpierw z wielkim księciem Sergiuszem Michajłowiczem, a później z Andrzejem Władimirowiczem. Balet powoli schodził na drugi plan, choć nigdy nie zagrzebała w sobie artystycznej duszy. Wracała na scenę, jak i z niej schodziła. Występowała, po czym ukrywała się przed rewolucjonistami.
Burzliwe życie Matyldy poznajemy od chwili, gdy ukończyła 17 lat. Obserwujemy jej karierę, romanse, intrygi. Jednak Sharp, zamiast stworzyć książkę, która byłaby jedynie zwykłym romansem, wgryzła się również w epokę. Poznajemy bliżej najważniejsze persony w Rosji. Stają się dla czytelników, nie tylko papierowymi historycznymi postaciami, które pobieżnie poznawaliśmy w szkole, ale również osobami z krwi i kości, którymi miotają uczucia, namiętności, jak i mierzą się problemami takimi jak przeciętny człowiek. Poznajemy Petersburg i jego mieszkańców. Razem z bohaterką stawiamy czoła rewolucji z 1917 roku, by na sam koniec uciec do Paryża.
Adrienne Sharp nie wygładza portretu Krzesińskiej. Nie poleruje i nie pudruje. Z kart powieści wyłania się osoba utalentowana, ale i nieznośna, nie znosząca sprzeciwu. Dążąca do celu za wszelką cenę i niezwykle zapatrzona w siebie. Nie widzi swoich doskonałości i być może dlatego zawsze, jak kot, spada na cztery łapy.
„Prawdziwe wspomnienia Mali K.” nie czyta się, ale pochłania. Dzieje rosyjskiej artystki z polskimi korzeniami wciągają niczym najlepsza sztuka. Porywają i wywołują ciarki na ciele. Choć nie zawsze czyta się z równym zaciekawieniem, z pewnością książki nie da się porzucić w połowie. Tak jak Krzesińska czarowała mężczyzn, tak Sharp czaruje nas.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi sztukater.pl