Są filmy, które zapadają w pamięć. Są i takie, które oglądamy, patrzymy się w ekran i czekamy na ten jeden moment, który sprawi, że pokochamy ten film. Ale ten moment nie nadchodzi. Nazbyt duże oczekiwania? Może, ale z drugiej strony czy film musi być jedynie poprawny?
Popularność Shreka sprawiła, że na dużym ekranie zaczęły pojawiać się kreskówki. Nie te moralizatorskie znane ze studia Disneya, ale te, które miały w sobie ten pazur. Te, które z chęcią były oglądane przez dorosłych jak i młodszych. Oglądanie ich z założenia miało sprawiać radość i uśmiech na twarzy. Jednak nie każdy produkt okazuje się być szyty na miarę sukcesu shrekowej sagi. Takim filmem, który miał być fajny, a okazał się jedynie przyjemnym przerywnikiem, jest niestety „Kot w butach”. Premierę zaliczył na początku tego roku. Nie ustawił poprzeczki zbyt wysoko dla innych filmów animowanych, które pojawią/pojawiły się w tym roku: Epoki Lodowcowej 4 (na którą wybieram się w tym tygodniu) czy Madagaskaru 3 (na który czekam z niecierpliwością i oczekiwanie urozmaicam sobie krótkimi odcinkami „Pingwinów z Madagaskaru”).
„Kot w butach” to spin-off Shreka. Spin-off, na który czekałam. Myślałam, że utrzyma poziom rodziciela. I… i początkowo zapowiadało się nieźle. Na scenie pojawia się niezawodny Kot w butach, który jak na Dzikim Zachodzie, przychodzi do baru, by zaspokoić swe pragnienie. Szuka zarobku, a jednocześnie ukrywa się przed policją miasteczka. Wtem bywalcy baru opowiadają historię strudzonemu przybyszowi o magicznej fasoli, która rośnie hen do nieba. A na jej szczycie, wśród obłoków, czeka gęś znosząca złote jaja. I tak Kot w butach postanawia zdobyć magiczną fasolę – a kradzież nie będzie to łatwa. Ziaren pilnuje dwóch groźnych przestępców, a w międzyczasie na scenie pojawia się piękna kocica i przyjaciel z dzieciństwa – Humpty-Dumpty.
Historia zapowiadała się niezwykle ciekawie. Jednak już pierwsze wspomnienia Kota, które snuł ze smutkiem w oczach, przynudzały. A im dalej w las, tym humor był coraz słabszy. Owszem – samej fabule niczego nie brakowało. Scenariusz został dobrze przygotowany i z pewnością spodobał się młodszej części widowni. Jednak starsi wielbiciele Shreka srogo się zawiodą – ot, obejrzą miłą dla oka animację, jednak nie dostaną dialogów najeżonych nawiązaniami do popkultury czy też nie wprowadzą do żargonu kultowych tekstów. Szkoda, gdyż w tym „Kocie w butach” pokładałam ogromne nadzieje ze względu na całkowicie nieudane spotkanie z inną animacją „Prawdziwa historia Kota w butach”. Zapewniam Was, że był to prawdziwy horror. Niewypał pod względem scenariusza i samej animacji, drętwej do granic wytrzymałości. Zero szczerego śmiechu, a jedynie na koniec seansu pozostał uśmiech żenady. Francuska „komedia” okazała się niewypałem pod każdym względem – fabuła się nie kleiła, żarty były wymuszone i nieśmieszne, a do tego zapędy musicalowe, zresztą kompletnie nieudane. Wydawało się, że patrzę na obraz z innej epoki – totalnie nieskładny, jakby reżyser szukał dopiero swojej drogi, próbował nowej techniki, która mu zupełnie nie leży. Bajka nie nadaje się nawet dla najmłodszych. Lepiej usiąść przed telewizorem i obejrzeć Flinstonów czy Scooby-Doo. Zdecydowanie lepsza rozrywka i bajki, które kocham do dziś.
Amerykański „Kot w butach” miał odpędzić złe wspomnienia sprzed kilku lat i sprawić, że ujrzę bohatera w pełnej krasie. I owszem, twórcom udało się utrzymać poziom, opowiedzieć historię, stworzyć kilka efektownych scen – jednak zabrakło iskry, która spowodowałaby eksplozję humoru. Zabrakło pomysłu, jak rozśmieszyć widza, a być może reżyser nie potrafił sprecyzować do kogo tak naprawdę ma być skierowana bajka. Z „Kota w butach” udałoby się wykrzesać niegrzeczną historię (i na taką czekałam, widząc, że na horyzoncie pojawia się seksowna kocica), a tak powstała familijna opowieść z kilkoma fajnymi scenami (jak choćby świetny taniec „kochanków” z szablami w łapach) i dialogami. Szkoda.
Polecam młodszym. Starszym, jedynie wtedy, gdy towarzyszą pociechom. Pozostałym – jak chcecie, ale z pewnością nie jest to animacja na choć połowę tego, co miał w sobie „Shrek”.
Tytuł: Kot w butach
Rok produkcji: 2011
Gatunek: animacja, komedia
Moja ocena: 6/10
(plakat pochodzi ze strony filmweb.pl)