[film] „To tylko seks”

  16 kwietnia, 2012

Kolejna komedia, kolejna obracająca się wokół seksu, kolejne rozczarowanie. „To tylko seks” okazał się bezpłciowym obrazem, który zmuszał mnie do ciągłego zerkania na zegarek. „Kiedy koniec?” myślałam po cichu.


4

Film opowiada o dwójce ludzi, którym życie osobiste nie układa się ze względu na emocjonalne problemy. Spotykają się w Nowym Jorku, gdy Jamie (piękna Mila Kunis) zaprasza zdolnego blogera Dylana (Justin Timberlake) na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie objęcia posady dyrektora kreatywnego. Zostają przyjaciółmi, którzy postanawiają urozmaicić swoją znajomość seksem. Seksem bez emocji, dającym obustronne korzyści. Dalej fabuła toczy się jak w każdej innej znanej komedii romantycznej. Napięcie pomiędzy bohaterami rośnie, by potem mogło nastąpić krótkie rozstanie, a na sam koniec otrzymujemy od twórców romantyczne zakończenie, które pokazuje nam, że miłość jest najważniejsza i przezwycięży wszystko.

I to właśnie fabuła oraz scenariusz – bez błyskotliwych dialogów, ciekawie rozpisanych postaci i przede wszystkim z przewidywalną prawie każdą sceną (choćby tą, w której Jamie podsłuchuje rozmowę Dylana z siostrą czy nawet końcową) są najsłabszą stroną filmu. Nie najgorszą, ale najsłabszą. Ot, przeciętnie skrojony film, który miał dopasować się do jak największej rzeszy widzów. A skoro obraz miał trafić do większego grona, należało nie tylko stworzyć komedię, ale i przemycić kilka „życiowych” prawd, które okazały się z jednym z jaśniejszych punktów scenariusza.

W filmie pojawił się wątek odradzającej relacji pomiędzy chorym na Alzheimera ojcem oraz synem, Dylanem. Scena, w której zajadają się obiadem w popularnej restauracji w samych slipach jest bezcenna i stanowi idealne podsumowanie nawiązania porozumienia w rodzinie. Nie zabrakło także bohatera homoseksualnego – Tommy’ego, świetnie zagranego przez Woody’ego Harrelsona. Świetna kreacja aktora, która wniosła w cały film sporo humoru.

No a główni bohaterowie? Justin Timberlake po raz kolejny pokazał, że aktor z niego bardzo przeciętny. Oprócz tego, że dobrze prezentuje się na ekranie, nie wnosi nic ciekawego do filmu. Nie wybija się na wyżyny, wręcz przeciwnie – pokazuje swoją nieudolność aktorką. Choć przyznam szczerze, że w „To tylko seks” oglądało mi się go nad wyraz przyjemnie. Przeszkadzały mi za to wstawki, w których Dylan zaczyna śpiewać. Było to zbędne, nic nie wnosiło do rozwoju filmu ani nawet pokazania „głębi” bohatera. Dobrze za to wypadła Mila Kunis, odtwarzając swoją rolę naturalnie i z wdziękiem. Nie epatując i ociekając seksem stworzyła postać pociągającą, seksowną i kuszącą.

Dużą zaletą filmu jest brak wrzeszczących postaci biegających bez ładu i składu po ekranie. Sceny zostały tak „zaprojektowane”, by nie wystraszyć widza, a łagodnie przeprowadzić go po świecie nowojorskich ulic. Dzięki temu udało się twórcom dodać całemu filmowi uroku i lekkości, coraz rzadziej spotykanej w komediach.

Nie oznacza to, że film był totalnie bezwartościowy. Ale też nie wykraczał poza utarty schemat. Wiele scen tak naprawdę zostało zrealizowanych na kształt amerykańskiej papki, nie przekraczającej granic, nie dającej do myślenia. „To tylko seks” to bardzo typowa (niestety w tym negatywnym znaczeniu) komedia romantyczna z przewidywalnym rozwojem akcji i zakończeniem. Poprawnie, poprawnie i jeszcze raz poprawnie. Polski tytuł zapowiadał niegrzeczną treść i ciekawą grę, tymczasem otrzymaliśmy bardzo grzeczną fabułę. Bez grzeszków, tajemnic. Nawet seks okazał się taki… bezpłciowy…

TytułTo tylko seks
Rok produkcji: 2011
Gatunek: komedia romantyczna
Moja ocena: 5/10

[mc4wp_form id="3412"]