Po lekturze „Spokojnego Amerykanina” postanowiłam przyjrzeć się bliżej wspomnianej tam religii: kaodaizmowi. Szczerze powiedziawszy, nazwa ta obiła mi się o uszy, ale moja wiedza ograniczała się jedynie do stwierdzenia, że to kolejna religia monoteistyczna (choć i tego z pewnością nie mogłam stwierdzić) na tym globie.
Kaodaizm to stosunkowo młoda religia, której początki sięgają zaledwie XX wieku. W 1926 roku, Wietnamczyk Ngo Van Chieu, doznał objawienia podczas seansu spirytystycznego. Ukazał się mu bóg Cao Dai, od którego później została zaczerpnięta nazwa religii. Jej symbolem jest boskie oko wpisane w trójkąt. Religia łączy w sobie elementy buddyzmu, taoizmu, chrześcijaństwa a nawet islamu czy judaizmu. Do wyznawców należą głównie Wietnamczycy i ich liczba sięga już około 6 milionów osób (niektóre źródła jak wikipedia podają, że jest ich około 2,6 miliona). Największym zaskoczeniem dla mnie (również podczas lektury książki) był fakt, że podobnie jak w chrześcijaństwie, na czele kościoła stoi papież.
Z katolicyzmu kaodaizm czerpie między innymi strukturę i hierarchię (mamy tam nie tylko papieża, ale i kardynałów, biskupów oraz kapłanów), z buddyzmu reinkarnację dusz i nakaz poszanowania życia. Kapłanem może zostać zarówno mężczyzna jak i kobieta i żadnego z nich nie obowiązuje celibat.
Podobnie jak w katolicyzmie istnieje tu kult świętych, jednak dobór osób jest tutaj bardzo różnorodny i… luźny. Wśród świętych znajdziemy Jezusa, Buddę, ale i nawet Wiktor Hugo, Charlie’ego Chaplina, Lenina(!) oraz Joannę D’arc.
Według nauk religii nim pojawił się Bóg, istniało tzw. Tao, czyli bezimienne, bezkształtne, niezmieniające się źródło. Po Wielkim Wybuchu narodził się bóg. Tyle informacji o historii, strukturze o kaodaizmie. Aby mieć obraz jak inna jest to religia od naszej, przygotowałam kilka zdjęć przedstawiających sztukę, świątynie i obchodzone święta.